Ewa Maria Slaska
Wydaję właśnie drukiem powieść o pokoleniu Solidarności. W ostatecznej redakcji kilka fragmentów wyrzuciłam po prostu, a kilka przeniosłam tu. Oto pierwszy.
Ahasverus, Bonifacy d’Oria, Don Kichot, Tata
Zrozumiałam ostatnio, w proustowskim wręcz olśnieniu, że od lat zajmowali mnie starzy biali mężczyźni, którzy całe życie idą.
Ahaswerus to imię szewca jerozolimskiego, tego, który odmówił Jezusowi łyka wody, gdy ten, uginając się pod ciężarem krzyża, wlókł się na Golgotę. Idź swoją drogą, człowiecze, miał mu powiedzieć, a Jezus odparł, tak pójdę, ale i ty pójdziesz i nigdy nie ustaniesz. Zgodnie z legendą Żyd Wieczny Tułacz poszedł wtedy przed siebie i tak idzie dziś i po wsze czasy.
Markiz Bonifacy d’Oria był renesansowym bogaczem, który przystał do reformacji, zrezygnował z ogromnego majątku, zabrał worek złota i cztery beczki książek i przez kilkadziesiąt lat wędrował po Europie, aż stary i ślepy dotarł do Gdańska, gdzie oddał swoje księgi Radzie Miasta Gdańska w zamian za rentę jednego guldena miesięcznie. Zbiory markiza przetrwały do dziś w bibliotece Polskiej Akademii Nauk, tej, która ściana w ścianę sąsiaduje z liceum numer jeden w Gdańsku, a było to moje liceum.
Alonso Quijano to Don Kichot, bohater, który wędruje po Hiszpanii, próbując pokonać Zło i zaprowadzić Królestwo Dobra.



D’Oria, Don Kichot, Żyd Wieczny Tułacz (Okładka powieści Eugeniusza Sue po niemiecku, wydanie z r. 1907)


Mama, Irena Kuran-Bogucka: Nauzykaa (linoryt), mała syrenka (akwarela)
Każdemu z tych mężczyzn oddałam wiele lat mojego intelektualnego życia, znacznie więcej niż kiedykolwiek poświęciłam jakiejkolwiek kobiecie, na przykład Nauzykai, która pojawia się tu nie bez przyczyny, ponieważ jest kobietą z Odysei, a przeczytałam o niej po raz pierwszy, gdy miałam siedem lat. Umiałam już czytać, leżałam chora w łóżku i kwękałam, że chcę coś do czytania, bo nic już nie mam. I rzeczywiście, przeczytałam już dawno wszystko, co było w naszej dziecinnej biblioteczce i wizja spędzenia w łóżku całego dnia bez książki była przerażająca. Ojciec wychodził do pracy, nie miał czasu na moje marudzenie, wszedł do swojego pokoju i wyjął z półki swoją ulubioną książkę, czyli Odyseję w przekładzie Jana Parandowskiego. I gdy teraz myślę o tym (a myślę o tym, uwierzcie mi, proszę, po raz pierwszy, teraz właśnie, pisząc tu to, co piszę), to myślę, że wzorem tych wędrujących po świecie białych mężczyzn, którzy tak mnie przez całe moje życie zajmowali i o których mnóstwo napisałam, byli po równi Homer i mój ojciec, Dariusz Bogucki, znany żeglarz polarny. Zawsze myślałam, że zawdzięczam ojcu to, że sama wciąż i bez przerwy dokądś idę, jakby to było moje główne zadanie życiowe – iść. Dopiero teraz widzę, że zawdzięczam mu znacznie więcej, bo obsesję mojego życia, że idzie się po to, żeby znaleźć utopię, w Cervantesowskiej Baratarii, na Homerowej Scherii, wyspie Feaków, w Gdańsku albo na polarnej Wyspie Jan Mayen, do której ojciec dopłynął jako pierwszy polski żeglarz i bodaj czy nie drugi w ogóle na świecie. Przy okazji wyjaśniłam też sobie, niemal od niechcenia, dlaczego nieustannie czytam Prousta (bo był Don Kichotem), dlaczego zajmował mnie Platon (bo był idealistą jak oni wszyscy) i skąd się wzięła moja wiara w magię wysp (bo Odys tuła się między wyspami, a po nim różne wyspy odwiedza mój ojciec żeglarz), a nawet skąd się na tym blogu wziął Tabor Regresywny, czyli Marek Włodarczak (bo też się tak szwenda jak oni i jest idealistą).


Ojciec, Dariusz Bogucki

Nie wyrzucaj tego akapitu, jest wspanialy!