Zbigniew Milewicz
Kisiel ad obwąchandum
Kiedy zastanawiałem się, jaki dać tytuł do tego wpisu, przypomniała mi się stara maksyma z czasów studenckich, spędzonych w krakowskiej Alma Mater, że książki należy przy pierwszym podejściu traktować ad obwąchandum wyłącznie. Bo człowiek wie, czego szuka, tylko nie wie, czy znajdzie to pod danym tytułem i czy poszukiwana wiedza warta będzie zgłębienia. Dorobek intelektualny Stefana Kisielewskiego z pewnością warto zgłębić i może się tego jeszcze podejmę, ale dzisiaj tylko ad obwąchandum dla czytelnika, kilka słów na temat tej barwnej postaci, która moim rówieśnikom jest znana, ale młodzieży pewnie nie za bardzo.
Był kompozytorem, pedagogiem, krytykiem muzycznym, publicystą i pisarzem. Urodził się 7 marca 1911 w Warszawie, w latach międzywojennych na Uniwersytecie Warszawskim studiował polonistykę i filozofię, ale wykształcenie zdobył w stołecznym Konserwatorium, gdzie uzyskał dyplomy z teorii muzyki, kompozycji i fortepianu. W czasie niemieckiej okupacj uczestniczył w tajnym życiu muzycznym; związany był z organizacją “Grunwald”, następnie z Armia Krajową i Delegaturą Rządu na Kraj.
Po wojnie osiedlił się w Krakowie, zamieszkał z rodziną w Domu Literatów, przy ul. Krupniczej 22. Wykładał w krakowskiej Państwowej Wyższej Szkole Muzycznej, aż do 1949, kiedy to władze komunistyczne, za polityczną nieprawomyślność usunęły go z uczelni. Charakterystyczną cechą Kisiela było bowiem, że zawsze jasnym tekstem komunikował światu, co myśli i robił to zwykle w sposób dosadny. Do legendy przeszło m.in. jego słynne zdanie, które nie wiem, kiedy i w jakich okolicznościach padło: To, że jesteśmy w dupie, to jasne. Problem w tym, że zaczynamy się w niej urządzać. Stwierdzenie jakże ponadczasowe w naszym kraju
Przez opinię publiczną chyba najbardziej rozpoznawany był za swoje cotygodniowe felietony w krakowskim Tygodniku Powszechnym. Były kąśliwe, mądre, dowcipne, pełne typowej dla autora autoironii. Pisywał je od 1945 r. aż do 1989 r., oczywiście z przerwami na utarczki z cenzurą i zakazy druku, które serwowała mu komuna.
Stefan Kisielewski ma swoje zasłużone miejsce w Muzeum Powstania Warszawskiego, gdzie w jego powstańczym biogramie m.in. czytamy, że w latach 1957-1965 był posłem na Sejm PRL, w ramach grupy “Znak” a w 1964 r. – jednym z sygnatariuszy “Listu 34”. W 1968 r. za krytykę cenzury (użył wtedy na zebraniu Związku Literatów Polskich słynnego określenia “dyktatura ciemniaków”) zabroniono mu publikacji na trzy lata, został także pobity przez tzw. “nieznanych sprawców”. W 1976 r. podpisał “List 14” przeciwko represjonowaniu uczestników Radomskiego Czerwca. W 1984 r. opublikował w “Tygodniku Powszechnym” tzw. “listę kanalii” – pozbawioną komentarza listę nazwisk osób, które szczególnie aktywnie zajmowały się propagandą w PRL. Był jednym z założycieli Ruchu Polityki Realnej (1987) oraz Unii Polityki Realnej (1989). W 1989 r., po sporach z redakcją “Tygodnika Powszechnego”, która zaczęła cenzurować jego felietony, odmówił dalszego publikowania swoich tekstów w tym tygodniku i przeniósł się na łamy “Wprost”, gdzie zgodził się na udzielanie krótkich wywiadów, komentujących aktualne i nie tylko, wydarzenia. W 1990 r. ustanowił nagrodę swojego imienia (“Nagroda Kisiela”), przyznawaną corocznie najpierw przez niego samego, a po jego śmierci przez Kapitułę złożoną z jego syna Jerzego oraz laureatów z lat poprzednich. Odznaczony Krzyżem Wielkim Orderu Odrodzenia Polski, zmarł w wieku 80 lat w Warszawie. Spoczywa na Powązkach.
Tyle w telegraficznym skrócie o Człowieku, na którego tekstach wychowywali się w PRL młodzi dziennikarze, ze mną włącznie. Redakcyjne spotkania koleżanek i kolegów po fachu często zaczynały się od pytania: ostatniego Kisiela czytaliście? Jego nie można było nie czytać, więc odpowiedź zawsze była twierdząca, nawet jeśli na wyrost.
Jak pisał, przekonajcie się Państwo sami. Tekst, który załączam, znalazłem na facebooku na portalu Sympatycy poezji i sztuki (Uwaga, nie klikaj na linka, jeśli sam/a nie jesteś na FB).

Fot.: Włodzimierz Wasyluk/EAST NEWS /
Stefan Kisielewski,”Tygodnik Powszechny”(1952r.)
Jeśli jesteś zdolny, to jesteś brzydki, jeśli jesteś przystojny, to jesteś niezdolny, jeśli jesteś i przystojny i zdolny, to nie masz czasu, a jeśli masz czas, to znów nie masz pieniędzy. Jeśli zaś jesteś zdolny i przystojny, a także masz czas i pieniądze, to wtedy wybucha wojna i głupi Hitler zwala ci się na łeb na długie sześć lat, a gdy Hitlera diabli wreszcie biorą, okazuje się, żeś już stary i na nic nie masz ochoty.
Gdy chcesz flirtować, to musisz pracować, gdy przestajesz pracować, okazuje się, że nie ma z kim flirtować, jeśli ona ci się podoba, to ty się jej nie podobasz, a ta, której ty się podobasz, nie podoba się tobie, jeśli zaś oboje podobacie się sobie, to ty wyjedziesz, a ona przez ten czas umrze.
Jeśli masz coś do powiedzenia, to nie chcą cię słuchać, a gdy już chcą cię słuchać, okazuje się, żeś zapomniał, coś miał mówić.
Gdy masz wstręt do wódki, okazja gratisowego a wesołego picia nadarza ci się dzień po dniu, a gdy pragniesz się napić, okazuje się, że nie ma za co, ani z kim.
Gdy jesteś samotny, pies do ciebie nie przyjdzie, gdy czujesz się zmęczony i chcesz się przespać, nudziarze przyłażą jeden za drugim.
Jeśli w ogóle chcesz coś w życiu robić, to stwierdzasz, że akurat nie ma po temu możliwości, a jeśli możliwości się otworzą, wtedy na pewno zachorujesz; po wyzdrowieniu widzisz, że nie masz już ochoty na zrobienie tego, co zamierzałeś, choć możliwości nadal są, a kiedy po pewnym czasie ochota ci powróci, okaże się, że tymczasem możliwości się ulotniły, gdy zaś z kolei możliwości wrócą – tobie wróci choroba, bo to był rak.
Jeśli masz w pokerze cztery trefle z asem oraz asa kier i postanawiasz odrzucić asa kier i kupować do koloru, wtedy na pewno przyjdzie ci as pikowy, jeśli zaś przeciwnie, zdecydujesz się zrezygnować z koloru i kupować do pary asów, okaże się, że szedł piąty trefl. Życie to pasjans, który nigdy nie wychodzi”.

Bardzo przyjemny i dowcipnie napisany lekkim piórkiem (jak zwykle) artykuł Zbycha, wrzucił mnie w tę dawną atmosferę Krakowa, gdzie Kisiel prawie “zamieszkał” w większości domów, a gdzie spędziłam moje dzieciństwo i dzikie lata, aż do matury …
Pan Kisielewski był już wtedy trochę starszawym, szanowanym i bardzo charyzmatycznym dziennikarzem.
Do “Tygodnika Powszechnego”, pisało wówczas wielu wartościowych i odważnych autorów, literatów, których się od dzieciństwa jakoś znało; albo ze słyszenia (np.w domu, nic z tego nie “zasysając”), albo dużo później, z własnego już zainteresowania…
Dziękuję Tereso za Twoje dobre słowo. Miło mnie zaskoczyła Twoja krakowska wiosna życia, z tego magicznego miasta się nigdy całkowicie nie wyjeżdża. Zapomniałem w swoim tekście napisać, że Stefan Kisielewski był bratankiem Jana Augusta Kisielewskiego, satyryka i współzałożyciela Zielonego Balonika, pierwszego polskiego kabaretu literackiego, który powstał w1905 roku, w krakowskiej cukierni Apolinarego J. Michalika, przy ulicy Floriańskiej. Z kolei mama Pana Stefana, Salomea Janina, z domu Szapiro była ciotką Hanny Szapiro o pseudonimie Sawicka, słynnej polskiej komunistki, pochodzenia żydowskiego. Z takiego pomieszania genów wyrastają nieprzeciętni ludzie. Shalom Tereso 🙂
S. Kisielewskiego “poznałem” jako muzykologa, jego książka Gwiazdozbiór muzyczny (1958) jest u mnie na półce i nadal do niej zaglądam.
Mam też jego Dzienniki, w których znajduję oznaki zagubienia autora gdy konfrontuje swoje wizje z rzeczywistością.
To jak już tu opisujemy nasze spotkania z Kisielewskim, to opowiem i ja swoje. “Dochodzenie”, moja książka o stanie wojennym została wywieziona z Polski, nota bene bez mojej wiedzy, przez kuriera i dostarczona do Jerzego Giedroycia, wydawcy kultury. Była podpisana moimi dwoma imionami i nazwiskiem, ale tego w Paryżu już nikt nie wiedział, wszyscy więc myśleli, że to pseudonim. Redaktor Giedroyc powiedział wręcz, że to “bardzo patrzy na Kisielewskiego”.
I tak to zostałam wydana w Kulturze Paryskiej.
Nie wygra oko z żyletką,
przegrają żebra z łomem,
ciało dla życia ludzkiego,
jest ledwo kruchym domem,
choć pięknem wiecznym zdumiewa,
krucha jest ludzka powłoka,
z rozciętej brwi krew spływa do zdumionego oka.
Na podstawie publikacji;
https://dzieje.pl/wiadomosci/55-lat-temu-nieznani-sprawcy-pobili-stefana-kisielewskiego