Historia Ukrainy w pigułce Broma (32). Walka o tożsamość.

Roman Brodowski (Brom)

Narodowa świadomość zrodzona w zaborowej niewoli

Zwierzę, które popadnie w niewolę, będzie walczyło o powrót do wolności, jego instynkt będzie jego naturalnym sprzymierzeńcem, chociaż z czasem może osłabnąć. Jednakże te urodzone z pokolenia na pokolenie w warunkach nienaturalnych, na przykład w ogrodach zoologicznych, często tracą swój naturalny instynkt, swoją umiejętność radzenia sobie tak jak inne spokrewnione z nimi zwierzęta żyjące wciąż jeszcze w środowisku naturalnym. Tak samo jest z ludźmi, którzy popadając w niewolę, (a taką były dla narodów Rzeczypospolitej, rozbiory), z reguły rozpoczynają walkę o przetrwanie, o utrzymanie swojej wspólnotowej jedności, o język, wolność (i to nie tylko osobistą ale wspólnotową) oraz zachowanie swojej historycznej tożsamości. Jednakże z upływem czasu, kiedy niewola trwa zbyt długo, gdy w niej rodzą się dzieci i wnuki, istnieje niebezpieczeństwo, że w kolejnych pokoleniach powoli zacznie zacierać się ich mentalna wrażliwość wolnego człowieka, a sytuacja w jakiej przyszło im żyć stanie się normalnością . Powolne, naturalne zanikanie w ludzkiej mentalności wspólnotowych wartości, wygasza w nich również wszelkie nadzieje na powrót do rzeczywistości przodków, do niepodległego, ojczyźnianego domu, do niczym nieograniczonej wolności osobistej. Zanika wola walki, uległość staje się normalnością, a naród pozostaje tylko historycznym wspomnieniem. Takie pojawianie się i znikanie kultur, państw, narodów a nawet całych cywilizacji nie jest domeną ani maluczkich ani mocarzy, jest naturalnym procesem.

Na szczęście w przypadku naszego narodu, było inaczej. Przetrwaliśmy dzięki charyzmatycznej postawie wybitnych jednostek, dzięki naszym patriotom, którzy swoim przykładem potęgowali w narodzie siłę przetrwania, inicjowali walkę o utrzymanie tożsamości, budzili świadomą potrzebę kultywowania w obcym środowisku polskiej tradycji, kultury i religii. Mimo represji, rusyfikacji i germanizacji, nasi przodkowie, posługując się swoją mową, udowadniali całemu światu swoje istnienie. Także wszelkie narodowe zrywy z bronią w ręku, Powstanie Listopadowe (1830), Powstanie Styczniowe (1863), Powstanie Krakowskie (1846 ), Powstanie Wielkopolskie (1848), były dowodem na to, że „jeszcze Polska nie zginęła”. Wszelkie, nawet, pozornie nic nieznaczące lokalne bunty, wszelki siłowy opór polskiego społeczeństwa, skierowany przeciwko zaborcom, miały ogromny wpływ na nasze ojczyźniane „wskrzeszenie” w 1918 roku.

Wbrew temu co dzisiaj niektórzy polscy historycy starają się przekazać młodszym pokoleniom, że wywołane podczas naszego państwowego niebytu powstania nie miały większego wpływu, na odzyskanie niepodległości, uważam osobiście że są to tezy bezpodstawne. To prawda, że wszelkie przejawy buntu przeciwko zaborcom kończyły się być może zbyt dużym przelewem polskiej krwi, represjami ze strony władz zaborczych. To prawda, że po każdym powstaniu państwa zaborcze jeszcze bardziej tępili wszelkie przejawy polskiści. To prawda, że pokłosiem powstań był coraz większy ucisk, coraz więcej zakazów, coraz więcej wyroków, kazamaty, zsyłki, więzienia, coraz mniej wolności osobistej. I chociaż powstania kończyły się dotkliwą klęską, jakże były potrzebne „powoli usypiającemu” narodowi. Każde z nich wskrzeszało w polskim społeczeństwie pamięć o jego korzeniach, o przodkach, o powinności dalszego trwania we wspólnocie, każde pobudzało do trwania w polskości. Dzięki nim udało się „przechować” i zaszczepić w późniejszych pokoleniach spuściznę naszych antenatów. To że nie udało się nigdy doprowadzić do powstania ogólnonarodowego, któreby wszystkich zjednoczyło, począwszy od chłopa, a na magnacie skończywszy, które być może przyniosłoby „na szablach“ wolność i niepodległość kraju, świadczy tylko o tym jak bardzo podzielanym i wewnętrznie skłóconym narodem byliśmy przed rozbiorami. Niemniej jednak wszelkie powstańcze próby wydostania się spod buta zaborcy, wszelkie przejawy buntu, były rozpaczliwym wołaniem skierowanym do ówczesnego świata, wołaniem o pomoc. Przez 123 lata ten głos wołał o wolność, aż w końcu został usłyszany przez państwa europejskie podczas Konferencji Wersalskiej.Pisałem już, że przyczyny upadku Rzeczypospolitej upatrywać należy przede wszystkim w braku jedności wspólnotowej narodów, które ją tworzyły. Tak samo było i w czasie zaborów. Powstania niepodległościowe nigdy nie miały charakteru ogólnonarodowego, zawsze brakowało w nich jedności i niestety syndrom podzielonego narodu tkwi w nas do dzisiaj. Po upadku Rzeczypospolitej podziały te jeszcze bardziej się nasiliły. Oczywiście, jak zawsze, dotyczyły zarówno nieświadomych swej wspólnotowości chłopów, jak i świadomej szlachty, Polaków i pochodzących z wielkiego księstwa litewskiego Rusinów oraz ukraińskiej wspólnoty kozackiej. Nadal widoczne były konflikty w obrębie kościołów – katolicy, unici i prawosławni i inne mniejszości religijne nawet w tak niekomfortowym położeniu nie potrafili dojść do porozumienia. Każde z tych społeczeństw inaczej widziało swoją przyszłość narodową i społeczną. Dążenia do uzyskania niepodległości u każdego były inne. Każdy z nich obrał swoją własną drogę do wymarzonego celu.
Zarówno Rusinom jak i etnicznym Litwinom, współtworzącym byłe Wielkie Księstwo Litewskie, a od 1569 roku unię polsko-litewską, jak i społeczności kozackiej, nie za bardzo chciałoby się wracać do „unijnych portek”. Dlatego w naszej walce narodowo-wyzwoleńczej nie za bardzo mogliśmy liczyć na ich wsparcie. Niestety także i ze strony Kozaków nie mogliśmy liczyć na jakąkolwiek pomoc. Ze wszystkich narodów współtworzących dawną Rzeczpospolitą Kozacy byli najbardziej nieprzychylni „Lachom”. Byliśmy więc osamotnieni w walce o zachowanie naszej polskiej tożsamości. Ale przetrwaliśmy. Liczyło się wszystko, każdy środek, pobudzający naród do działań na rzecz polskości, każde z pokrzepiających i dających nadzieję słów wieszczy, każda ręka podniesiona na zaborców, na tyranię, Każde tajne, a i jawne stowarzyszenia na rzecz obrony języka, zachowanie prawd historycznych, religii.
Właściwie w tym momencie, co nie bez osobistej satysfakcji czynię, powinienem powrócić do tego co stało się dla mnie inspiracją do napisania tych tekstów, do tematu jakim jest wspólna historia polsko ukraińska i poszukiwania prawdy o genezie narodu ukraińskiego.
W naukowej publikacji jednego z ukraińskich intelektualistów, profesora historii, zatytułowanej, „ Polska i Ukraina: wspólna historia, asymetryczna pamięć“ znajduje się kilka kwestii, z którymi (może z braku szczegółowej wiedzy) nie potrafię się zgodzić .
Pierwszą z nich jest geneza narodu ukraińskiego. W dotychczasowej mojej podroży po „wspólnej historii”, począwszy od Rurykowiczów i powstania Księstwa Kijowskiego, aż do utraty niepodległości Rzeczypospolitej, nie znalazłem odrębnej grupy etnicznej, ani narodu ukraińskiego. Nie oznacza to jednak, że nie istniał on w czasach Rusi Kijowskiej. Nie wykluczam tego, że był i w asymilacji z Waregami współtworzył wraz z innymi grupami Słowian późniejsze narody księstw ruskich. Jeżeli tak, to oznacza to jednak, że jest wraz Rosją współspadkobiercą wspólnot Rusi Kijowskiej i żaden z dzisiejszych adwersarzy nie posiada monopolu na tę spuściznę.
Moim zdaniem, to właśnie w czasach trwania zaborów po raz pierwszy w społeczeństwie zamieszkującym geograficzną Ukrainę, w świadomości kozaków a także i kozackiej „czerni” zrodziła się myśl narodowo-tożsamościowa.
Dążenie wspólnoty kozackiej, składającej się w większości z Rusinów, do odrębności narodowej, zauważalne było już w czasach, kiedy to na podstawie zawartej pomiędzy Rzecząpospolitą a wojskami Chmielnickiego w 1649 roku umowy, zwanej „Ugodą Zborowską, powołano do istnienia Hetmanat Kozacki, składający się z trzech województw, a mianowicie kijowskiego, czernichowskiego i bracławskiego. Hetmanat był autonomiczną, rządzącą się własnymi prawami Republiką Kozacką . To nie król Jan Kazimierz i nie „Lachy”, a ugoda Hetmana Bohdana Chmielnickiego z Rosją, podporządkowująca kozaczczyznę Rosji, zniszczyła tę kozacką namiastkę państwowości.
Także umowa zawarta w Hadziaczu pomiędzy Rzecząpospolitą i przychylnym jej Hetmanem Kozackim Janem Wyhowskim z 1658 roku, gdzie Rzeczypospolita potraktowała Kozaków jako odrębny naród, równy Polakom i Litwinami, nadając sobie miano Unii Trzech Narodów. I to nie „Lachy” a wewnętrzne podziały i wrogie nastawienie „kozackiej braci” do korony sprawiły że inspiracje narodowe kozaczczyzny nadal pozostały poza ich zasięgiem.
Dopiero wiek XIX, dzięki inspiracji intelektualistów i twórców kultury, wywodzących się ze środowiska kozackiego, a zwłaszcza dzięki poecie i twórcy ukraińskiego języka literackiego, Tarasowi Szewczence, pod wpływem jego twórczości narodowo patriotycznej, w kozackiej wspólnocie narodziła się myśl odrębnej, narodowej tożsamości, myśl jednoczenia całej, zarówno wschodniej jak zachodniej społeczności ukraińskiej. Taras Szewczenko, pochodzący z imperium rosyjskiego, swoją twórczością opartą często na legendach, zaszczepił w kozackich umysłach pragnienie „ducha narodowościowego szukającego swojej Atlantydy”. To słowa Mickiewicza. Niestety ten proces „narodowo-twórczy” na terenie imperium rosyjskiego przebiegał inaczej niż wśród kozaków żyjących w Galicji i Lodomerii. Można śmiało użyć stwierdzenia, że w Rosji mentalnie i kulturowo kierował się ku Rosji. Natomiast wśród kozaków galicyjskich oczy wspólnoty zwrócone były na Europę.

cdn

Leave a comment