Mój kalendarz adwentowy (3)

Tanja, Joasia, Ewa


Zdjęcie po lewej wymaga wyjaśnienia. Na zdjęciu jest grzyb boczniak królewski, każdy wie. Zdjęcie zrobił Konrad moją komórką jeszcze przed świętami. Gdy dziś zrobiłam zdjęcie kolejnych karteczek z kalendarza od Tanji i Joasi, przesłałam je sobie tutaj, zdjęcie boczniaka “samo się dołączyło”! Naprawdę samo! Boczniaka już zresztą nie ma, został zjedzony jako wegański zastępnik mięsa ;-). Nawet nie wiecie, jeśli nie odżywiacie się po wegańsku, jak skomplikowane jest to jedzenie. Ja trenuję wegetarianizm od ponad 40 lat, od wielu lat również bez mleka, jogurtu i innych takich, ale dwa tygodnie gotowania wegańskiego mnie naprawdę zaskoczyło. Dotychczas traktowałam kuchnię wegetariańską jako staranie się, by jeść to samo, co wszyscy i po prostu omijałam i pomijałam to, czego nie chciałam. Tymczasem weganie nie przebierają i nie rezygnują, ale mają cały nowoczesny, w dużej mierze uprzemysłowiony proces wytwarzania produktów, zapewniający im nie tylko to samo, co mają wszyscy, ale nawet lepiej. I nie chodzi tylko o ich ludzkie jedzenie, bo mają też odzież, buty, przedmioty gospodarstwa domowego, kosmetyki i żarcie dla swoich zwierząt. Są nawet zdania, że można i trzeba przestawić koty na weganizm. Myślę, że koty nie bardzo są z tego zadowolone – czytałam kiedyś w jakiejś książce o kotach, że jest to jedyny gatunek zwierzęcia na świecie, który odżywia się tylko i wyłącznie mięsem. Czas pokaże, czy koty nauczą się jeść niemięso?

Już zaraz opowiem dalsze historyjski z mojego tegorocznego kalendarza, ale najpierw jeszcze dwa zdjęcia mojej tegorocznej choinki. Rozrastała się i zmieniała. W Wigilię zakwitła magnolia, a forsycja miała malutkie pączki. Taka wiejska mądrość sprzed wieków, jak w dniu świętej Barbary włożysz do wody gałązki kwitnących krzewów, to w święta zakwitną. O kwitnące gałęzie zadbali Ela i Tomek, o owoce i lampę solną Lidia, a o róże Dorota. W tworzeniu tej kompozycji mieli też udział Anna, Alwin, Monika, Konrad, Jacek, Pia, Joanna i Tomasz (ale inny, nie ten od gałązek), Tereska, Mariola, Tanja, Joasia, Lidl, kwiaciarnia na rogu, jarmark bożonarodzeniowy koło Pałacu Charlottenburg oraz berlińskie… ulice.


A tymczasem kalendarz. Przypominam, są w nim słowa – mądrości.

GIGIL (filipiński): odczucie, gdy widzimy coś tak przemiłego, że to aż boli
JUGAAD (hindi): kreatywnie rozwiązywać problemy
ESPRIT DE L’ESCALIER (francuski): znaleźć celną odpowiedź, gdy już wyszliśmy od znajomych i schodzimy po schodach
SOBREMESA (hiszpański): uciąć sobie pogawędkę po jedzeniu
MANGATA (szwedzki): odbicie księżyca na powierzchni wody
CLINOMANIA (portugalski i in.): nieodparta potrzeba pozostania w łóżku
KOMOREBI (japoński): gra świateł pośród liści
ABBIOCCO (włoski): uczucie, że nie zdołamy zrobić ani kroku, bo tak się objedliśmy
SERENDIPITY (angielski i in.): coś przypadkiem odkryć, gdy szukamy czegoś innego
SMULTRONSTÄLLE (szwedzki); przybyć tam, gdzie rosną poziomki i poczuć spokój
TSUNDOKU (japoński): kupić kolejną książkę, którą ułożymy na stercie książek do przeczytania
KALSARIKÄNNIT (fiński): upić się samotnie na kanapie z mocnym postanowieniem niewychodzenia z domu
KEYIF (turecki): nic nie robić, być, odczuwać głębokie wewnętrzne zadowolenie i spokój

I tego nam wszystkim życzę na te dni międzyświąteczne i w ogóle. Zwłaszcza w ogóle.

One thought on “Mój kalendarz adwentowy (3)

  1. To ostatnie życzenie jest naprawdę dla nas wszystkich najlepsze! Czyli keyif, keyif, keyif !

Leave a comment