Tanja, Joasia, Ewa



Zdjęcie po lewej wymaga wyjaśnienia. Na zdjęciu jest grzyb boczniak królewski, każdy wie. Zdjęcie zrobił Konrad moją komórką jeszcze przed świętami. Gdy dziś zrobiłam zdjęcie kolejnych karteczek z kalendarza od Tanji i Joasi, przesłałam je sobie tutaj, zdjęcie boczniaka “samo się dołączyło”! Naprawdę samo! Boczniaka już zresztą nie ma, został zjedzony jako wegański zastępnik mięsa ;-). Nawet nie wiecie, jeśli nie odżywiacie się po wegańsku, jak skomplikowane jest to jedzenie. Ja trenuję wegetarianizm od ponad 40 lat, od wielu lat również bez mleka, jogurtu i innych takich, ale dwa tygodnie gotowania wegańskiego mnie naprawdę zaskoczyło. Dotychczas traktowałam kuchnię wegetariańską jako staranie się, by jeść to samo, co wszyscy i po prostu omijałam i pomijałam to, czego nie chciałam. Tymczasem weganie nie przebierają i nie rezygnują, ale mają cały nowoczesny, w dużej mierze uprzemysłowiony proces wytwarzania produktów, zapewniający im nie tylko to samo, co mają wszyscy, ale nawet lepiej. I nie chodzi tylko o ich ludzkie jedzenie, bo mają też odzież, buty, przedmioty gospodarstwa domowego, kosmetyki i żarcie dla swoich zwierząt. Są nawet zdania, że można i trzeba przestawić koty na weganizm. Myślę, że koty nie bardzo są z tego zadowolone – czytałam kiedyś w jakiejś książce o kotach, że jest to jedyny gatunek zwierzęcia na świecie, który odżywia się tylko i wyłącznie mięsem. Czas pokaże, czy koty nauczą się jeść niemięso?
Już zaraz opowiem dalsze historyjski z mojego tegorocznego kalendarza, ale najpierw jeszcze dwa zdjęcia mojej tegorocznej choinki. Rozrastała się i zmieniała. W Wigilię zakwitła magnolia, a forsycja miała malutkie pączki. Taka wiejska mądrość sprzed wieków, jak w dniu świętej Barbary włożysz do wody gałązki kwitnących krzewów, to w święta zakwitną. O kwitnące gałęzie zadbali Ela i Tomek, o owoce i lampę solną Lidia, a o róże Dorota. W tworzeniu tej kompozycji mieli też udział Anna, Alwin, Monika, Konrad, Jacek, Pia, Joanna i Tomasz (ale inny, nie ten od gałązek), Tereska, Mariola, Tanja, Joasia, Lidl, kwiaciarnia na rogu, jarmark bożonarodzeniowy koło Pałacu Charlottenburg oraz berlińskie… ulice.


A tymczasem kalendarz. Przypominam, są w nim słowa – mądrości.
GIGIL (filipiński): odczucie, gdy widzimy coś tak przemiłego, że to aż boli
JUGAAD (hindi): kreatywnie rozwiązywać problemy
ESPRIT DE L’ESCALIER (francuski): znaleźć celną odpowiedź, gdy już wyszliśmy od znajomych i schodzimy po schodach
SOBREMESA (hiszpański): uciąć sobie pogawędkę po jedzeniu
MANGATA (szwedzki): odbicie księżyca na powierzchni wody
CLINOMANIA (portugalski i in.): nieodparta potrzeba pozostania w łóżku
KOMOREBI (japoński): gra świateł pośród liści
ABBIOCCO (włoski): uczucie, że nie zdołamy zrobić ani kroku, bo tak się objedliśmy
SERENDIPITY (angielski i in.): coś przypadkiem odkryć, gdy szukamy czegoś innego
SMULTRONSTÄLLE (szwedzki); przybyć tam, gdzie rosną poziomki i poczuć spokój
TSUNDOKU (japoński): kupić kolejną książkę, którą ułożymy na stercie książek do przeczytania
KALSARIKÄNNIT (fiński): upić się samotnie na kanapie z mocnym postanowieniem niewychodzenia z domu
KEYIF (turecki): nic nie robić, być, odczuwać głębokie wewnętrzne zadowolenie i spokój
I tego nam wszystkim życzę na te dni międzyświąteczne i w ogóle. Zwłaszcza w ogóle.

To ostatnie życzenie jest naprawdę dla nas wszystkich najlepsze! Czyli keyif, keyif, keyif !