Notatki Cioci, znanej na tym blogu jako Ciocia, Ciotuchna lub Mirka, a niekiedy, poważnie, jako Janina Kowalska, znalazła w szufladzie jej córka Maria (Maria, włosz.czy.zna, Marucelli) i przysłała mi z notatką, “chcesz, to sobie przepisz”.

To “sobie przepisałam”. To są dwa zupełnie odmienne teksty – jeden o ojcu Cioci, a naszym dziadku (wujecznym dziadku), Wiktorze Ostrowskim, którego Czytelni(cz)k(a) też z łatwością znajdzie na liście autorów lub poprzez funkcję szukaj, a drugi o śmieciach. Jacek Pałasiński, którego Ciocia wspomina na początku drugiego tekstu, też jest w postaci różnorakich reblogów do znalezienia na tym blogu.
Mój Ojciec, Wiktor Ostrowski kochał wojsko. Co prawda pierwsze zetknięcie z mundurem było dla niego raczej przykre i powinno go zniechęcić do wojaczki, ale na szczęście nie zniechęciło. Zaraz po maturze zdanej w Moskwie został wcielony do białego rosyjskiego wojska i wysłany do Rumunii, gdzie to wojsko tylko stało na poligonie i nawet nie ćwiczyło. Nie wiem, po jakim czasie wrócił do Moskwy i tam wpadł w wir Rewolucji Październikowej.
Ojciec uciekł z wojska i przedostał się do Warszawy. W roku 1919 związał się z 9 pułkiem piechoty Legionów i ukończył Szkołę Podchorążych Piechoty. Brał udział w wojnie 1920 roku i po jej zakończeniu stacjonował wraz z pułkiem w Zamościu. Tam też poznał swoją przyszłą żonę i w 1922 roku ożenił się.
Po ślubie rodzice postanowili wrócić do Warszawy, gdzie oboje mieli rodziny. Ojciec zwolnił się z wojska. Do 40 roku życia prawie co rok brał udział w ćwiczeniach wojskowych. Wracał z nich wesoły, zadowolony. Zachowało się kilka fotografii z ćwiczeń. Jest również fotografia z 1926 roku, jak w domu, ubrany w mundur wojskowy czekał na powołanie do wojska.



W 1939 roku, w dniu wybuchu wojny w pełnym umundurowaniu zgłosił się na ochotnika do wojska, ale dowiedział się, że jest za stary – miał 44 lata. Wrócił do domu oburzony. Długo w domu nie posiedział, bo już 3.IX po cywilnemu wyszedł z grupą mężczyzn na Wschód szukać wojska. Wrócił w październiku w szynelu wojskowym – znalazł swoje ukochane wojsko, ale długo nie powojował, wrócił, żeby nie dostać się do rosyjskiej niewoli.
Już w listopadzie 1939 roku odbywały się w naszym mieszkaniu zebrania organizacyjne grup, które potem przerodziły się w Związek Walki Zbrojnej, a następnie w Armię Krajową i były regularnym wojskiem. Tu był dowódcą kompanii i szkolił żołnierzy, i tu był przez 2 lata komendantem i wykładowcą Konspiracyjnej Szkoły Podchorążych Piechoty. Pracę tę przerwało aresztowanie przez Gestapo.
Po wojnie miał jeszcze kontakt z wojskiem, bo szkolił wojskowych kinooperatorów. Znów zachowane fotografie dowodzą, jak dobrze się czuł między chłopcami w mundurach i jak oni lubili słuchać jego wykładów.
***
Jacek Pałasiński pisze na FB długie piękne solitery o podróżach, zabytkach, politycznych zawiłościach. Kwieciście, dobitnie, jasno i pięknie. A ja… Ja z poprzedniego pokolenia napiszę dobitnie i jasno o… śmieciach!


Altanka na śmieci, o której pisze Ciocia w poniższym tekście; foto: Maria
Każą nam segregować śmieci w domach, a ja się pytam gdzie? Gdzie mamy postawić aż 5 pojemników na segregację śmieci? W naszych ciasnych mieszkaniach, takich, przepraszam, jednodupnych? Takie nam pobudowali, a my obstawiliśmy je kuchenkami, lodówkami, zmywarkami i zlewami, no i szafkami na pomieszczenie naszego gospodarstwa. Gdzie pojemniki na śmieci? U mnie wiszą w szafkach plastikowe torby i tam staram się segregować śmieci, ale śmieci „Bio” nie mogę wrzucać do plastikowej torby, bo mi jej nie przyjmie „Pan Śmieciarz”, Bio i plastik nie może być razem. To co mam zrobić? Wyrzucić Bio do pojemnika, a brudną torbę do plastiku? Będzie śmierdziało i może plastik nie zostanie przez selekcjonera przyjęty. Dla mnie to przesada z nakładaniem kar przez śmieciarza i pozostawienie jemu decyzji, co jest prawidłowe, a co nie?
Mam za sobą 65 lat prowadzenia gospodarstwa domowego, w tym 30 lat pracy zawodowej i gospodarowania. Ile ja śmieci przez ten czas wyprodukowałam?! Przez 20 lat miałam działkę ogrodniczą w Ogródku Działkowym (już na emeryturze). Wtedy selekcjonowałam śmieci, bo w ogrodzie był kompost. Żyłam w gospodarstwie sześciosobowym, czteroosobowym, dwuosobowym, a teraz jestem sama i znacznie mniej śmiecę na co dzień. Raz na dwa tygodnie ładuję do pojemników dziennych moje lekarstwa i wtedy „prodkuję” stertę śmieci. Selekcjonuję szklane słoiczki do opakowań szklanych, są jeszcze słoiczki plastikowe, te do torby z plastikiem, ale najwięcej jest tzw. listków, o których wiem, że wyrzuca się je do śmieci mieszanych. I tak na starość nauczyłam się.
Na zakończenie nieco uwag językowych. Wielu mieszkańców miast jest w pierwszym pokoleniu mieszczuchami, a dorastali na wsiach. Czy nie łatwiej zrozumieją nazwę kompost niż górnolotne Bio? To, co mną „wstrząsnęło” to nazwa „szkło opakowaniowe”. Gdzie się podziały „opakowania szklane”? Po co ta nowo-mowa? Już raz chciano za PRL-u nauczyć nas nowych nazw i były „ćwieczki dziecięce” i wyśmiany „zwis męski”. Kto to pamięta? I co z tego zostało? „Śmiecie komunalne”, a co to znaczy? Kojarzy się z Komuną, ale ta już słusznie zniknęła, a napis na naszej altance śmieciowej pozostał. Kto wynalazł takie określenie i co ono konkretnie znaczy? Niech mi to ktoś konkretnie wytłumaczy.

po częściowym przekopaniu mieszkania Mamy/Cioci wróciłam do mojego domu i nareszcie miałam czas przeczytać wysłany Ewie tekst. Dziękuję Ci Ewo że przepisałaś go i umieściłaś, bo to już niestety ostatnie teksty.
Może się jeszcze coś znajdzie w teczkach pudłach i szufladach