Ewa Maria Slaska
Wydawało by się, że najgorszym zagrożeniem są dla każdego człowieka w mieście, samochody, autobusy i tramwaje. Ale nieprawda – to inni ludzie. I nie chodzi mi tu o jakieś metaforyczne wojny wszystkich przeciw wszystkim, jak nie przymierzając u Hobbesa, albo tyrmandowską wizję Warszawy, gdzie za każdym rogiem czai się zły facet z cegłówką. W ogóle nie chodzi mi o atak. To czym zagrażają ludzie to fakt, że… są. Są sami dla siebie i nie obchodzi ich świat naokoło. Nie patrzą, nie uważają i nic ich nie rusza. Są tak, jak im jest wygodnie.
Mam wrażenie, że znacznie więcej się mnie teraz potrąca, znacznie częściej ktoś, idąc na skos, przechodzi mi przed nosem i depcze po palcach u nóg lub nagle zatrzymuje się na ulicy, albo co gorsza, krok po wyjściu z metra, na chodniku, na schodach. Niemal rozbijam sobie nos o plecy i plecak kogoś, kto właśnie coś koniecznie i natychmiast musi sprawdzić w komórce. Powiedziałabym, że z bezgłośnym hukiem zamykają ci się przed nosem ciężkie drzwi, puszczone przez osobę, która przed chwilą z nich skorzystała. Wiem, teoretycznie nie ma bezgłośnego huku, ale na pewno jest. I jest groźny.
Ale najgorsze są plecaki, torby na ramię i łokcie w przestrzeni komunikacyjnej – w metrze, autobusie, w kolejce do kasy. I nie chodzi mi o tłok, bo tłok, wiadomo, wywołuje różne nieprzyjemne sytuacje, ale są one równo rozłożone pomiędzy wszystkich ludzi ściśniętych w jednej przestrzeni. Chodzi mi o plecaki ludzi w miarę swobodnie poruszających się w metrze. Nie ma dnia, żebym nie musiała się uchylać przed uderzającym mnie w twarz plecakiem, chronić głowy przed nonszalancko zarzucaną na ramię torbą, czy odsuwać czyjegoś łokcia, który na stałe ulokował mi się na pół centymetra przed nosem i na dodatek się rusza, bo ciało do którego należy na przykład gestykuluje. Jest jeszcze czyjaś duża, ba, bardzo duża pupa, nie wiem czemu, ale częściej damska niż męska, często w opiętych legginsach, opierająca się o słupek w metrze, która, gdy siedzę na miejscu zewnętrznym też lokuje się dokładnie na centymetr przede mną. No, ale pupa przynajmniej nie jest niebezpieczna, bo wprawdzie blokuje widok, utrudnia oddech i jest ogólnie rzecz biorąc intymnie nieprzyjemna, ale jednak nie zabija i nawet nie bije.
Tu już swobodnie mogę przejść do innej refleksji, czyli zastanowienia nad tym, ile tego co intymne jest w XXI wieku dopuszczalne w przestrzeni publicznej. Moda nas od stuleci coraz bardziej odsłania i rozbiera. Dekolty od renesansu były zawsze, niekiedy odkrywając całe niemal piersi lub przeciwnie plecy. Pokolenie naszych babek odsłoniło nogi powyżej kostki i zrzuciło gorsety. Jak byłam młodą panną, my i nasi rówieśnicy wprowadziliśmy na stałe do życia społecznego widok odsłoniętych łydek, kolan i ud. Lata 90 pokazały nerki, lata zerowe – brzuchy, dziesiąte – wszystko na raz, czyli uda, brzuchy, nerki, dekolty, pachy, plecy i górną część rowka w tyłku jednocześnie. Kilka lat temu doszły do kompletu wielkie pupy w opiętych sukienkach lub rajstopach, często cielistych. Ewidentnie obecnie na światło dzienne wydostają się cycki z sutkami. Już widziałam w Berlinie na przystanku dziewczynę po prostu z cyckami na wierzchu. Wiosną roku 2024 to jeszcze zaskoczyło, ale nowe w postaci sutek ewidentnie nadchodzi. Bluzki rozchylające się tak, że jak zajrzysz, to zobaczysz sutki, widziałam już w operze i na luksusowym wernisażu. Za dwa centymetry, po jednym w każdą stronę, sutki wychyną całkowicie. Nie wiem, co w tej sytuacji zrobi Facebook, który od lat jak wielki inkwizytor kasuje właśnie sutki – za sutki w obrazach Modiglianiego można było dostać bana na wieki – ale coś się będzie musiało w tej sprawie wydarzyć.
I ostatnia obserwacja – brak koloru. Ludzie są ubrani na czarno, ewentualnie na czarno i biało. Nowoczesne wnętrza publiczne są szare, czarne i ciemno drewniane, trend kilka lat temu przeszedł na mieszkania. Mieszkania – vide Roxie Węgiel – a także samochody są szare i czarne. Przez ostatnie pół wieku, czyli od czasów mojej młodości z życia zniknął kolor. Minimalizm i powściągliwość estetyczna, kiedyś wzór wręcz niedościgły, ogarnęły świat i zmieniły go w powszechną monokolorystyczną nudę. Co ciekawsze – okazały się kolejnym przejawem supremacji białego człowieka nad barwnymi kulturami Azji, Ameryki i Afryki.
Czyli tak jak w tytule, łokcie, cycki, tyłki i na dodatek wszystko białe,

Byl taki moment, ze mialam wrazenie, ze im wiecej obcislej pupy ala Kim Kardashian to lepiej. Wydaje mi sie, ze sa specjalne leginsy, zeby ja uwydatnic, uczynic monstrualna…
Ależ dowcipnie napisany wpis, trudno się nie uśmiechnąć czytając go, a równocześnie czując, jak wcale nie jest do śmiechu. Tak, zjawisko to jest jakimś fenomenem pokazującym jeden z objawów znieczulicy, z którą mamy do czynienia na każdym polu. Tutaj nazwałabym ją znieczulicą socjalną z jednej strony (brak uwagi na innych, co właśnie czytamy we wpisie), a z drugiej znieczulicą estetyczną. Na zasadzie, “jak wyglądam, w co jestem ubrana/y, co i ile pokazaję, moja higiena, jest moją sprawą” .
Może i jest, dopóki nie wkracza się na nasze “geograficzne” pole. Np.ramię, ze spoconą pachą mężczyzny pod moim nosem, niech mi nie zabiera resztki powietrza w tramwaju, lub czyjść półnagi biust nie powinien mi zasłaniać okna w samolocie…Niechby się jego właścicielka, choć troszkę do tyłu wygięęęęła … 🤣