Pytania bez śniadania

Ewa Maria Slaska

Kiedy?

Ktoś wspomniał ostatnio w rozmowie Jana Pawła II i to, że coś zdarzyło się właśnie wtedy, gdy w Polsce zaczął się chwiać jednolity dotychczas monument papieski. Zaczęło się okazywać, najpierw, że wiedział, a potem, że krył pedofilów. My, ludzie z lewicowej bańki, wymawiamy to zazwyczaj jednym tchem, “papieżkryłpedofilów” i nie przywiązujemy do tego większej wagi. Ta homerycka przydawka, coś w rodzaju Zeusa Gromowładnego albo Eos Różanopalcej, skłania nas do zastanowienia tylko wtedy, gdy rozpatrujemy sprawy takie jak w Klerze Smarzowskiego albo Nie mów nikomu Siekielskich. Ale ja akurat tym razem nie miałam w głowie żadnej takiej sprawy i sformułowanie “papież wiedział” uderzyło mnie swym całkiem odmiennym sensem. Można by go określić zaimkiem “kiedy?”, koniecznie ze znakiem zapytania.

Kiedy?

Kiedy ktoś skrywający jakąś tajemnicę, powinien ją odsłonić? Bo, że powinien, wiadomo. Ale kiedy? I nie chodzi mi tylko o innych, bo nas dotyczy to w tym samym stopniu. Dziś mam gości, wczoraj bolała mnie głowa, zresztą są urodziny pani Wandy, w zeszłym tygodniu delegacja Chin, pojutrze jasełka. Nie ma dnia ani momentu, który okazałby się właściwy. Wiedzą o tym znakomicie ci, którzy chcą się wyautować. Przecież chcą, a mimo to i dla nich nie ma dnia ani momentu. Więc czekamy, przekładamy decyzję na  jakieś nieokreślone jutro.

Stosunkowo najmniej problemów budzi odsłanianie tajemnic obcych ludzi, których my osobiście złapaliśmy na gorącym uczynku, ale i tak nie zawsze jesteśmy w stanie to zrobić. Kiedyś w klubie Nieudaczników okradł mnie pewien gostek. Widziałam na własne oczy, jak otwierał moją zostawioną przy stoliku torebkę, ale zanim z miejsca gdzie tańczyłam dotarłam do niego, już go nie było. Oczywiście to głupota, zostawiać przy stoliku torebkę, ale to zupełnie inna historia i tu ją pominę. Zgłosiłam sprawę na policji, bo potrzebowałam zaświadczenia do banków i urzędów, w końcu straciłam dowód osobisty i karty bankowe, a więc wiadomo. Policja nikogo nie znalazła, ale i to nie ma tu nic do rzeczy. Po miesiącu, gdy już z dużym wysiłkiem i sporymi wydatkami odtworzyłam stracone dokumenty, zobaczyłam faceta w metrze.  I co? I nic. To był on, na pewno. Biedak żebrzący na stacjach metra i w metrze.  Porządnie ubrany, dlatego wtedy nie rozpoznałam tego faktu, ale teraz widziałam wyraźnie – biedny człowiek, który dostał od życia straszną ilość ciosów. Może z własnej winy, ale i to w tych rozmyślaniach jest nieważne. Nie mogłam tego człowieka oddać w łapy policji, nie zrobiłam więc literalnie nic. Nawet mu nie powiedziałam, że go rozpoznałam, po co miałam go straszyć?

Tu moja decyzja była oczywista i zrozumiała. Ale jeśli wiemy coś o kimś, kto nie zasługuje na ochronę jak ten żebrak, to sprawa się komplikuje. Ciąży nam, ale też nie wiemy, co zrobić. To jest życie, a nie teoretyzowanie na papierze. Spójrzcie uczciwie na siebie samych. Na nas samych? Zawsze interweniujemy, gdy widzimy na ulicy, że mężczyzna bije kobietę? Albo dorosły dziecko? Z ręką na sercu – zawsze? A to jest przecież najłatwiejsze – czyn dokonuje się tu i teraz, trzeba mu zapobiec, nie musimy się bać samooskarżeń i oskarżeń o donosicielstwo, a mimo to robimy to rzadko. Zapewne za rzadko. Jasne, boimy się, jasne, jak się w coś zamieszamy, to będzie się za nami ciągnęło, ale jednak wiemy, że trzeba. I nie robimy.

 A jak wiem coś o sąsiadach? O znajomych? O przyjaciołach? Kradną, biją, oszukują, nadużywają nieletnich? Co wiemy, ile, jak możemy to udowodnić? Przypomina mi się jakieś cyniczne zdanie z reportażu w Wysokich obcasach.  Facet znęca się nad żoną i mówi, „możesz na mnie skarżyć ile chcesz, i tak ci nikt nie uwierzy”.

Oczywiście najuczciwiej by było, żeby sprawcy przyzna(wa)li się sami, ale i tu pojawia się to nieszczęsne „kiedy?” Jeśli wczoraj nie powiedziałam mężowi, że go zdradzam, jeśli wczoraj żona nie dowiedziała się ode mnie, że jestem gejem, to dziś naprawdę nie jest dobry dzień, zrobię to jutro. Ale to „jutro” jest wredne. Nigdy nie zjemy tej czekoladki, którą mieliśmy dostać jutro, nigdy nie powiemy dziecku, że to nie tata jest ojcem, nigdy jutro nie jest tym dniem, kiedy staniemy przed wiernymi, żeby im powiedzieć, to ja, chrześcijanin nadużywałem waszych dzieci.

Jednak jutro czasem się zdarza. Oczywiście. Przełomem w sprawie zakazu aborcji w nowoczesnej Europie była słynna okładka  Nouvelle Observteur z roku 1971 ze zdjęciami ponad 370 sławnych Francuzek, które powiedziały publicznie: „tak, usunęłam ciążę”.  To samo w czerwcu tego roku powiedziały oficjalnie Niemki, które przyznały się do aborcji na okładce tygodnika Stern. Wśród podpisanych znalazła się między innymi Alice Schwarzer.

Młyny prawne podobnie jak boże długo mielą. Minęło ponad pół wieku . W Niemczech aborcja jest wciąż jeszcze na poły legalna, bo obwarowana obowiązkami, ale we Francji 4 marca 2024 roku Kongres Parlamentu Francuskiego wpisał prawo kobiety do usuwania ciąży do konstytucji.

Zanim po wielkiej paraboli na temat „kiedy” wrócę do JPII, chciałam jeszcze przypomnieć dwa spektakularne przypadki przyznania się do winy przez słynne osoby z życia politycznego Niemiec.

W sierpniu 2006 Günter Grass udzielił wywiadu niemieckiemu dziennikowi Frankfurter Allgemeine Zeitung, w którym przyznał, że pod koniec wojny jako ochotnik wstąpił do Waffen-SS. W kilka dni później ukazała się jego autobiografia Przy obieraniu cebuli (Beim Häuten der Zwiebel), zawierająca  ten nieznany dotąd fakt z życiorysu słynnego pisarza i laureata nagrody Nobla. 

Autorowi zarzucano wówczas zarówno stanowczo zbyt długie, bo przez ponad 60 lat, ukrywanie tego faktu przed opinią publiczną, jak i interesowność – to spektakularne wyznanie win mogło mieć na celu zwiększenie sprzedaży jego najnowszej powieści.

W roku 2016, niemal dokładnie dziesięć lat, później niemiecką opinią publiczną wstrząsnęło kolejne przyznanie się do winy. Najsłynniejsza niemiecka feministka Alice Schwarzer przyznała się do ogromnego oszustwa podatkowego. I tu dwa punkty były najbardziej bolesne dla opinii publicznej – oszustwo, interesowność i zakłamanie kobiety, która przez dziesiątki lat głosiła, że skorumpowane społeczeństwo kapitalistyczne jest produktem patriarchatu (co pozwala wyciągnąć wniosek, że kobiety nigdy by tak nie uformowały naszego życia) oraz fakt, że Schwarzer ujawniła oszustwa z ostatnich 20 lat w chwili, gdy karze podlegało tylko 10 lat, a przestępstwa popełnione w poprzedniej dekadzie już uległy oficjalnie ogłoszonemu przedawnieniu.

Cóż, w obu wypadkach dowiedzieliśmy się o tych faktach od osób bezpośrednio zainteresowanych. I cóż, w niczym nie poprawiło to sytuacji. Nadal wiemy, że jak długo się to opłaca, nie przyznajemy się do winy.

Z Alice Schwarzer jest jeszcze ten problem, że ona wraz Sahrą Wagenknecht otwarcie opowiada się po stronie Putina, czyli za zakończeniem wojny za wszelką cenę, a zatem oddając agresorowi to, co nagrabił. Ale to też inny temat.

Wracam zatem do punktu wyjścia, czyli Jana Pawła II. Nie byłam nigdy jakąś jego fanatyczną adoratorką, ale jednak jako osoba wyrastająca z kręgów i czasów Solidarności, nie mogę nie uznać jego ważkiej roli w obaleniu Komuny (a że to nam wcale tak na dobre nie wyszło, jak wówczas sądziliśmy, to kolejny temat, którym się tym razem nie zajmę), podobnie jak kiedyś myślałam, a okazało się to całkiem nieistotne, że jego Mea Culpa w stosunku do Żydów, jest przełomowym momentem w stosunkach żydowsko-chrześcijańskich. Niestety nie była.

No więc Jan Paweł Drugi i ta rosnąca drabina pytań w sprawie pedofilii w kościele katolickim: było? co było, a on nie wiedział? było, a on nie wiedział? było, a on nie wiedział, bo nie chciał wiedzieć? A potem już nie pytania tylko konstatacje: wiedział, wiedział i nic nie zrobił, wiedział i ukrywał aż wreszcie ta ostatnia prawda: wiedział, a nic nie zrobił, bo chronił swoich najbliższych współpracowników.

Osiem prawd, ośmioraka ścieżka w dół, od uwielbienia do pogardy. I to pytanie: kiedy? Kiedy powinien był zareagować? Kiedy musiał zareagować, a tego nie zrobił?

Jasne, było trudno, tak jak nam wszystkim przyjąć, że choć dziś przy kolacji świat był jeszcze OK, gdy dziś stanie się jutrem, przy śniadaniu już nie będzie OK.

Kiedy człowiek, który był jednym z sumień świata, musiał na takie pytanie odpowiedzieć: dziś! Dziś o 7 rano!  

Leave a comment

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.