Podróż dookoła ziemi w kilku scenkach (8)

Teresa Rudolf

Filomena i jej sny

Filomena odłożyła smartfon po rozmowie z panią Klarą, dziś  niestety z bardzo mieszanymi uczuciami. Z jednej strony polubiła już tę kobietę “na dobre i na złe”, ale z drugiej strony zastanawiał ją jej głos; rozdrażniony, ze źle tłumioną złością, irytacją.  O co mogło tu chodzić?

– Muszę później do niej wskoczyć i bezpośrednio o to zapytać -pomyślała. – Co dzieje się z tą kobietą?-

Ostatnio sąsiadka wygląda ciągle na naburmuszoną, czyli “nie podchodź bez kija”, owszem, nieraz mówiła, że czuje się nie najlepiej, ale tu było coś znacznie więcej… Filomena natomiast czuła się od jakiegoś czasu dobrze, wiele osób zwróciło jej sympatycznie uwagę, że powinna się więcej uśmiechać, gdyż jest jej z tym bardzo do twarzy… Zauważyła, że nastrój jej snów się zdecydowanie pozytywnie zmienił… Śni coraz rzadziej, a sny te są coraz bardziej kolorowe i pogodne.

Nagle została wyrwana z zamyślenia przez dzwoniący telefon, a  była to pani Klara, przepraszając  za poranną rozmowę; nie była ona zapewne sympatyczna, no i ona, Klara, sama nie wie właściwie dlaczego, no i  bardzo, bardzo jej przykro… A może Filomena wpadłaby dziś “na troszkę” do niej, byłoby z kim porozmawiać?

Ta, chętnie potwierdziła, że po codziennej pracy wpadnie na chwilkę, by się dowiedzieć czegoś o zdrowiu i samopoczuciu sąsiadki. 

Stacyjka 8

Lustra 

Pociąg powoli wjeżdżał na peron, a pasażerka jednego z przedziałów z ciekawością wyglądała przez otwarte okno.
Peron wyglądał przyjemnie, estetycznie;  było na nim wiele kwietników z kolorowymi begoniami, a w niewielkch odstępach znajdowały się kraniki z wodą pitną.

Mało ludzi siedziało na ławkach peronowych, biało wymalowanych, natomiast wiele osób z dziećmi w różnym wieku, wysiadało tu teraz z pociągu. Niektórzy przystanęli niedaleko jednej z takich ławek  i słuchali czyjegoś głosu.

Kobieta wyglądająca przez okno, nie mogła niczego usłyszeć, skorzystała więc z półgodzinnej przerwy w podróży i dołączyła do stojących tam, zaciekawionych pasażerów. Na ławce siedział starszy Hindus w beżowym turbanie na głowie i w tzw. kurcie, wykonanej również z beżowej bawełny, do grubszych, białych, bawełnianych spodni. A koło niego siedział duży pies, mieszaniec z najlepszych chyba psich ras… Wyglądał tak, jakby się do wszystkich cały czas uśmiechał. Wszyscy na to zwracali uwagę i uśmiechali się również do niego, mając to za totalny absurd, ale nie było możliwe, by tego po prostu nie zrobić. 
Hindus, wogóle nie zdziwiony reakcją podróżujących, zaczął snuć opowiadanie…

– Mój pies jest podobny do innego, psa z jednej z legend, opowiadanych chętnie w Indiach. A ona brzmi w ogromnym skrócie tak:
“Bardzo wysoko, gdzieś w górach, znajdowała się Świątynia Tysiąca Luster. Trzeba było do niej pokonać ogromną liczbę schodów, długo i żmudnie. Pewnego dnia, szedł po nich również i pies, włóczęga uliczny, często głodny, spragniony, odganiany, obrzucany przez ludzi kamieniami, przez co stał się psem podejrzliwym i często złym.  Kiedy był już na górze, wszedł do Świątyni z Tysiącem Luster i… z przerażeniem zobaczył tysiące psów ze spuszczonym ogonem, o zmierzwionej sierści, które groźnie szczerzyły do niego zęby, warczały i szczekały. Z pianą na ustach zbliżały się do niego… Pies z przerażeniem podkulił ogon i wyskoczył jak oparzony ze Świątyni, po drodze szczerząc zęby, szczekając wrogo, pełen strachu i agresji. 
A kiedy zaczął zbiegać szybko schodami, zobaczył innego psa wspinającego się akurat w górę, zapewne do tejże Świątyni, szedł on spokojnie, uśmiechając się w przestrzeń, pomachując ogonem, jakby do jakiejś melodii…

Schodzący pies w dół z ciekawości zawrócił idąc cicho, niezauważony, za tym psim podróżnikiem. A gdy obaj znależli się już w lustrzanej świątyni, zaczął ukryty w kącie przyglądać się, jak sobie radzi ten drugi, z całą tą agresywną psią zgrają, która przecież dopiero co, swym zachowaniem wygnała go ze Świątyni. Ze zdumieniem przyglądał się im teraz, nie widząc ani śladu agresji, której doświadczył, a wszystkie śmiały się serdecznie do tego psiego, pogodnego wycieczkowicza.  Ten również uśmiechał się z radością, podszczekiwał, machał z niesamowitą prędkością ogonem, tarzał się ze śmiechu po parkiecie, a inne go zaczęły go naśladować. 

A kiedy nagle zobaczył, przerażonego, zwiniętego psa w kącie, podbiegł do niego, (a za nim tysiące pozostałych), witając przerażonego biedaka. Pies powstał i niespodziewanie dołączył się do wspólnej zabawy;  poczuł nieznane mu uczucie radości, wolności, zabawy, beztroski, zapominając chwilowo o głodzie i smutku…”

W tym momencie Hindus zamyślił się i powoli dodał: – no i kiedyś spotkałem tego psa, był wycieńczony z głodu i pragnienia, mimo tego, cały czas się uśmiechał… Zabrałem go do siebie (a będzie to już ze trzy lata), podróżujemy razem po całym świecie, a on uśmiecha się do wszystkich. No i wtedy przypomina mi się ta powyższa legenda i myślę sobie: “a może to mój pies był tam na górze w Świątyni  i wie teraz dużo więcej o życiu, niż my ludzie, a i też psy?”

Po opowiadaniu mężczyzny nikt nie zakłócał  trwającej ciszy, a dzieci przyglądały się ogromnymi oczyma psu i jego panu, z ogromnym zachwytem. Przerwa w podróży dobiegała końca… Kasztanowłosa kobieta uśmiechając się do siebie, szybko wbiegała do swego przedziału, słysząc  śpiewny głos papugi Gigi:

Ptaki uśmiechają się
oczyma, dziobami,
piórami, też śpiewem,

psy – ogonem, sierścią,
oczami, szczekaniem,
łaszeniem się, tuleniem…

człowiek uśmiecha się
oczyma, ustami, głosem,
słowem, twarzą, śpiewem,

…miłością, 
przyjaźnią,
dobrocią,
zimową
bajką

…w gorącym
lecie…

2 thoughts on “Podróż dookoła ziemi w kilku scenkach (8)

Leave a comment