Ewa Maria Slaska
I znowu Kijowski, i znowu Don Kichot. Przez wiele miesięcy właściwie go nie było, już myślałam, że się źródło wyczerpało, a tu nagle najpierw Tibor i M onika, potem Jacek K. Kozłowski, a w międzyczasie co i raz niestrudzony Andrzej Kijowski i jego bolesne prowokacje, o których już tu pisałam i być może jeszcze będę pisała, bo kto go wie, ile on jeszcze razy sięgnie po postać Don Kichota, po Sancho Pansę, po samego Cervantesa wreszcie.
Don Kichot warszawski (s. 83)
Odwiedziłem kogoś w pewnym hotelu warszawskim (EMS: przypominam – to lata 70) uchodzącym za szczyt luksusu i reprezentacji. Nigdy tam przedtem nie byłem… nie przypuszczałem, że jest to aż tak wstrętne. Zwłszcza kolory rzuciły się na mnie jak psy jadowite. Pokój, do którego wszedłem był wielkości windy; pomalowany świeżym szpinakiem, wyłożony burakami, w oknach miał zasłony barwy womitalnej, a na łóżku kocyk niebieski. Ale mniejsza z tym. (…)
Uwagę moją zwróciła przede wszystkim litografia wisząca nad łóżkiem. Przedstawiała pluton egzekucyjny w niemieckich hełmach, składający się do salwy. Na drugim planie widniał wyszczerbiony mur, a pod murem słaniał się koń, a właściwie nie koń tylko jego cień, a zresztą może nie konia cień, ale końskiego ducha, bowiem z grzbietu wyrastały mu skrzydła, które zdaje się nie były skrzydłami tylko garbem. Więc był to pewnie wielbłąd, ale mały, a w ogóle nie wiem co, bo mnie wściekłość zamroczyła.
Zapamiętałem tylko tytuł tej kompozycji: Don Kichot warszawski. Nazwisko autora było nieczytelnie – na szczęście, bo poziom tej grafiki był haniebny, a jej myśl idiotyczna. Dlaczego Don Kichot? Co ma Don Kichot wspólnego z okupacją i z walczącą Warsuawą? Kto tu był Don Kichotem? Może Hitler właśnie? Ale mniejsza z tym.
***
No i tak. Po pierwsze wiedziałam, że znam tę grafikę i prawda, wcale się nie myliłam.

Stefan Rassalski, Don Kichot warszawski, drzeworyt, wym. 45,1 x 35 cm
sygn. ołówkiem na klocku l.d.: StRassalski, pod klockiem p.d.: Don Kichot warszawski
Po drugie – Kijowski użył tej grafiki, żeby skrytykować polską manię martyrologizowania przeszłości i ciskania ową martyrologią na lewo i prawo, tam, gdzie to może ma sens (na przykład w miejscu jakiejś bitwy) i gdzie sensu nie ma, jak tu – w pokoju hotelowym. I tu się z autorem zgadzam, martyrologia jest czymś przeraźliwym. I nie mylmy jej z czułą pamięcią. Martyrologia to dorabianie sobie gombrowiczowskiej gęby krwią i cierpieniem innych. Komuna to robiła namiętnie, a PiS chyba jeszcze namiętniej.
Po trzecie jednak – wcale się z Autorem szacownym nie zgadzam co do jakości tej grafiki. Bo, jako się rzekło, to nie artysty wina, że na ścianie szpinakowego pokoju hotelowego wisi jego grafika przedstawiająca okupacyjny horror. To jakiś politruk odpowiedzialny w tymże hotelu jednocześnie za ideologię i kulturę (a może i kartofle na zimę) wymyślił (a może mu nawet ktoś podszepnął), że jest taki grafik, Rassalski się nazywa, można by kupić od niego hurtem sto różnych drzeworytów (bo to drzeworyty, a nie litografie) – nabywcy w hurcie wyjdzie taniej, a artysta hurtem dostanie kupę kasy. Wiem, że tak było, bo moja mama była graficzką i takie właśnie hurtowe zakupy – do hotelu, fabryki lub na statek – zapewniały nam cudowne (i jakże rzadkie) okresy prosperity. Można było spłacić długi, kupić jakiś mebel lub lodówkę, a raz nawet – o tak – auto! Malucha mianowicie.
Nie zgadzam się więc z Autorem. Rassalski nie jest złym artystą, jego grafika nie jest haniebna, po prostu jego dzieło nie było pomyślane jako ozdoba ściany w pokoju hotelowym, czy w salonie. Nie miało pasować do szpinaku ani do kotleta, do kanapy ani pianina. Rassalski już tu był na blogu, bo Don Kichot jest jego ulubionym tematem. Artysta poświęcił dziesiątki prac tej postaci. Jest to być może alter ego artysty. I ma swój sens i moc.



Don Kichoty Rassalskiego upublikowane kiedyś tu na blogu.
Był już tu na blogu nawet dwukrotnie. Raz we wpisie Z Warszawy nad morze, a raz, z tymi właśnie grafikami, w jednym z wpisów o Baratarii: Don Kichoty za płoty, do roboty, Barataria. A to i znacznie więcej pokazuje google, jak się wpisze: Don Kichot Rassalski.

Ciekawe, Rassalski umarł w 1972 roku, plus minus właśnie wtedy, gdy autor tak go spostponował w Tygodniku Powszechnym. Nie żebym tu coś supponowała. A skądże!
Rassalski był porządną i zasłużoną postacią. Ciekawe jednak, że chyba nikt nie poświęcił pracy jego związkom z Don Kichotem. W tekstach o nim jest z reguły tyle (TU):
Stefan Rassalski (1910 – 1972) – malarz, grafik, historyk sztuki, publicysta. Studiował w Lublinie, dyplom uzyskał na warszawskiej ASP. Od 1932 r. uprawiał drzeworyt, początkowo pod silnym wpływem Tadeusza Kulisiewicza i sztuki ludowej. Z czasem w pracach rozwinął treści symboliczne i literackie. Jego dzieła odznaczają się oszczędnością faktury i dyscypliną kompozycji. Na początku działalności artystycznej związany z Lublinem, gdzie w latach 1928-33 kształcił się w kierowanej przez Janinę Miłosiową Wolnej Wszechnicy Malarstwa i Rysunku. Wtedy zaczął interesować się drzeworytem. Pierwsze grafiki wykonał w 1932 r., a rok później własnym kosztem wydał tekę drzeworytów “Lublin”. Jeden z założycieli działającej w tym mieście grupy artystycznej Krąg. Około 1936 r. przeniósł się na stałe do Warszawy. Początkowo pracował jako reporter i dziennikarz. Zetknął się wówczas z Jerzym Hulewiczem, którego wpływ dostrzegany bywa zwłaszcza w dwóch rycinach zatytułowanych “Modlitwa”, a pochodzących z lat 1942 i 1947. W czasie wojny napisał pracę poświęconą Hulewiczowi, która niestety nie doczekała się publikacji. Podczas okupacji Stefan Rassalski, pseudonim „Ster”, pracował w tajnym laboratorium fotograficznym, które mieściło się na terenie Politechniki Warszawskiej. W czasie Powstania Warszawskiego Rassalski był jednym z fotoreporterów Armii Krajowej, działającym w rejonie południowego Śródmieścia. Wykonał wtedy kilkaset zdjęć ukazujących walki powstańcze oraz płonącą Warszawę. Po wojnie był jednym z członków Biura Odbudowy Stolicy, w którym kierował pracownią fotograficzną. Na kilku tysiącach negatywów utrwalił zniszczenia wojenne oraz codzienne życie mieszkańców w doszczętnie zrujnowanej Warszawy. Jego fotografie, mające walor przede wszystkim dokumentalny, nie są pozbawione wartości artystycznej. Rassalski tworzył też fotomontaże, zestawiające wygląd znanych warszawskich budowli po zniszczeniach wojennych, z ich wcześniejszym kształtem. Na łamach Stolicy, gdzie był sekretarzem redakcji, zamieszczał liczne artykuły poświęcone urbanistyce i projektom odbudowy miasta. Pisywał także do Nowin Literackich, Warszawy i Tygodnika Kulturalnego.
Czyli w życiorysie ani słowa o Don Kichocie. A na aukcjach internetowych tylko Don Kichot.
PS. I dobrze przeczułam, że u Kijowskiego ten Don Kichot to jak mantra. Kilka stron (i lat dalej), we wspomnieniu o Antonim Słonimskim (Umarł szczupły przechodzień, str. 117) – Słonimski w dzień bryluje po kawiarniach, w nocy pisze wiersze o samotności. W (jego) nocy poetyckiej: Archimedes padał pod butem żołdaka, ginął na pustyni perskiej Julian Apostata, samotnie wyśmiany umierał Don Kichot. “W dzień” poeta i felietonista kreował siebie na wodza zwycięskich armii maszerujących od zwycięstwa do zwycięstwa pod sztandarami wolności, honoru i godności, “w nocy” powracał uporczywie temat zgranego aktora, niepotrzebnego proroka, kapłana, który zwątpił.

Martyrologia to dorabianie sobie gombrowiczowskiej gęby krwią i cierpieniem innych. Komuna to robiła namiętnie, a PiS chyba jeszcze namiętniej (….) Martyrologia, gambrowiczowska gęba, namiętny czy parszywy PiS!? Może grafika przypominająca Jedwabne!? Logiczne, racjonalne, iż trzeba uświadamiać – nigdy więcej! Jak widać nie wszyscy są zgodni zwalczać patologię zła; Trzeba zmobilizować wszystkie pozytywne siły, strząsnąć ze zdrowego drzewa naszego państwa PiS-owską szarańczę. Zlikwidujemy 17 instytucji, wśród nich m.in. Instytut Dziedzictwa Myśli Narodowej im. Romana Dmowskiego, Ignacego Jana Paderewskiego, Instytut de Republica, Krajowy Instytut Mediów, IPN, CBA. Koniec z polityką historyczną PiS. Patologi likwidacji jest o wiele więcej, gdyż doktryna obronna Polski w przypadku ataku ze strony Rosji, zakładała oddanie niemal bez walki połowy terytorium naszego kraju ,,W sytuacji agresji na Polskę Siły Zbrojne RP przystąpią do obrony jej terytorium przestrzeni powietrznej oraz wód terytorialnych celem maksymalnego opóźnienia tempa operacji zaczepnej przeciwnika i zatrzymania jego natarcia najdalej na rubieży rzek Wisły i Wieprza” ujawniał dokument “Koncepcja operacji dla planu użycia Sił Zbrojnych Rzeczypospolitej Polskiej – Samodzielna Operacja Obronna”. Dokument został podpisany 30 stycznia 2011 r. Być może szykowała się powtórka z historii, co uświadamia nam 75 rocznica Operacji ,,Priboi,, z 25.03.1949 r. !?
https://niezalezna.pl/index.php/kultura-i-historia/historia/powojenne-wywozki-na-sybir-bez-prawa-powrotu/514220