Teresa Rudolf
Sny Filomeny
Filomena była dziś jakoś dziwnie rozdrażniona, nie wiadomo dlaczego przypomnieli się jej rodzice, mieszkający od kilku lat w Rabce Zdroju, a wcześniej w tym samym mieszkaniu, gdzie ona do dziś zamieszkuje.
W ostatnich latach zdała sobie sprawę, że często szkodzili oni innym, a szczególnie pani Klarze, sąsiadce mieszkającej w tej samej kamienicy. Przypomniała sobie, że jako dziecko bardzo cierpiała z powodu ciągłych kłótni między nimi, oczywiście będąc po stronie rodziców, wierząc we wszystkie najgorsze plotki, rozgłaszane przez nich, tylko po to, by możliwie jak najbardziej zadzkodzić nieco starszej sąsiadce.
Teraz wstydziła się za nich, a i też za siebie, że w te wszystkie brednie wierzyła i sama jako dziecko podawała je bezmyślnie dalej.
No ale, czyż nie była właśnie wtedy jeszcze dzieckiem?
Okazało się, że zaczęli znów i w Rabce mieć coraz więcej wrogów.
Kiedy zwróciła im uwagę na te tak szkodliwe społecznie zachowania, matka stwierdziła, że została ona “przekabacona” napewno przez tę “psychopatkę Klarę”, a oni jako rodzice stracili córkę, więc nie ma po co do nich przyjeżdżać, bo jej i tak za tę zdradę, do swojego domu nigdy już nie wpuszczą.
Filomena rozczarowała się co do nich jeszcze bardziej niż to do tej pory było, a faktu, że zerwali z nią kontakt, jak gdyby była całkiem obcą, nielubianą osobą, nie była już w stanie wybaczyć.
Poczuła się bezlitośnie osamotniona i opuszczona przez cały świat. Zasiadła przy kawie i jak zwykle do kawy – zaciągnęła się papierosem. Ze zdziwieniem i niezmiernym smutkiem stwierdziła, że rodzice nie są jedynymi osobami, którym trudno byłoby jej wybaczyć;
– bo dzieją się czasem rzeczy nie do zrozumienia, zapomnienia, więc jak można je wybaczyć – myślała –
aaa, coś mi się znów dziwnego śniło….
Próbowała przypomnieć sobie swój ostatni sen…
Scenka 2
Tak trudno wybaczyć
Pociąg zwalniał przy kolejnej stacji nad ranem, całą noc przystawał na mniejszych stacyjkach, o różnych, przedziwnych nazwach :
“Gdybyś wtedy”, “Chciałbym jeszcze zapytać”, “Nie sądź, bo będziesz sądzony”, “Dziękuję za wszystko”, “Fortuna kołem się toczy”, “Moja wdzięczność”, “Pokaż mi swą twarz”, “Pies i kot członkami rodziny”, “Kim jesteś” i wiele, wiele innych.
Trasa tego pociągu była długa i żmudna.
W jednym z przedziałów siedząca samotnie kobieta z ciekawością przyglądała się paru wysiadającym osobom, a i też wsiadającym do pociągu. Zauważyła jakby dość niepewny wyraz twarzy wysiadających, zrobiło się jej nagle jakoś dziwnie nieswojo, przez chwilę zawahała się, czy również też nie opuścić pociągu, jednak pozostała na swym miejscu.
Ludzie ci czasem szli w małych grupkach lub pojedynczo, jedni nieśli jakieś plakaty, inni ponuro coś śpiewali, ogólnie rzecz biorąc, dziwny ten pochód szedł cicho i uroczyście.
Wsiadający pasażerowie rozpierzchali się po różnych przedziałach. Przy oknie na korytarzu stanął mężczyzna w średnim wieku, z pogodnym wyrazem twarzy, lekkim uśmiechem, spoglądając w zamyśleniu w dal.
Z pozamykanych przedziałów dochodził czasem jakiś nastrojowy, spokojny śpiew, ciche rozmowy, też i przytłumiony śmiech.
Patrząc na pasażera przy oknie kobieta snuła różne myśli:
Twarz spokojna,
co zdołał wybaczyć,
by tak też wyglądać?
Czego mu ubyło,
co zyskał, co zrobił,
jakim kosztem opłacił,
ale, ale…
papuga Gigi,
mało dziś mówi ,
coś cicho pogwizdując…
Gdy tak sobie filozofowała, mężczyzna odwrócił się od okna, spojrzał jej prosto w oczy zza szyby zamkniętego przedziału, uśmiechnął się łagodnie i poszedł wzdłuż korytarza dalej.
Emma Shapplin/Lucifero Quel Giorno
