Anna Dobrzyńska
DZIEŃ

A kiedy się spełni mój czas określony,
I dzień kolejny po prostu przeminie,
Wskazówki zegara się znowu spotkają,
Na znanej, zwykłej, pradawnej godzinie,
X
W jesiennym półmroku, wieczoru szarości,
Srebrny liść spadnie, kolistym swym lotem,
Na ziemię, co wkrótce do siebie go przyjmie,
I śnieżnej czapy zasnuje go złotem,
X
Odejdą w niepamięć mych dni, chwil tysiące,
Zagaszą ogień, mej świecy płomieni,
Światło się skończy, i mrok poczernieje,
Ciepły wosk w kamień, zimny się zmieni,
X
Odstąpi dzień nocy, swe jasne godziny,
Chłód na stworzenie, zimowy sen ześle,
Ucichną polany, las cisza otuli,
Zima swą mroźną, woń wokół roześle,
X
A gwiazdy na niebie, których po miliony,
Spadną z wysoka, i zimnem przeszyją,
Tak trwałe na niebie, tak kruche wśród ludzi,
Płatkami śniegu, co ziemię przykryją,
X
Trzask tafli jeziora, skrzyp śniegu pod butem,
Zadmie wiatr zimny, powietrzem swym zmrozi,
Gałęzie drzew starga, szron na nich osadzi,
Siła, potęga, żywemu wciąż grozi,
X
Z gór rzeki przeniosą, wód kroplę źródlanych,
W ocean wielki, setki mil odległy,
Z chmur nasiąkniętych, wodami spod ziemi,
W końcu deszcz spadnie, na teren rozległy,
X
I szarość się zmiesza z błękitem, zielenią,
Tak jeszcze bladą i niewybarwioną,
Z każdym dniem silniejszą, mocniejszą, barwniejszą,
Pełną odcieni, w słońcu opaloną,
X
I ziemię przebije, wiosenny pierwiosnek,
Co daje radość przez samo istnienie,
Tak ładny i skromny, tak biały i czysty,
Żyjący swym pięknem, na słońca skinienie,
X
A zza oceanu, i zza wielkiej wody,
Ptaki powrócą, do domu, do siebie,
I z słońca promieniem, lot cichy skrzyżują,
W blasku jasności, jaśnienia na niebie,
X
…I pójdę w tę jasność, w bieli, czystości,
…Z Miłością mą całą, po bezkres wieczności.
