Szopa w salonie 13

Łukasz Szopa

Dzieci

Czytam ja sobie dziś gazetę z weekendu, artykuł o intelektualnym i rozwojowym „zostaniu w tyle“ dziesiątek milionów dzieci w środkowych Chinach. No fakt, problem jest, i to smutny.

Smutne i problematyczne jest jednak również to, że w owej niemieckiej gazecie jako główny negatywny skutek tej sytuacji – szczególnie z perspektywy przyszłości – wskazany jest… zaniżony produkt krajowy brutto (PKP) Chin za kilka-kilkanaście lat. Co ja mówię, „główny negatywny skutek“ – doczytawszy do końca dwustronicowego artykuł stwierdzam, że autor nie podaje aż do kończącej kropki żadnego innego „negatywnego efektu“. Ani słowa o szansach życiowych tych dzieci, intelektualnych, ekonomicznych, kulturowych, ani słowa o tym, że niestety raczej niemal żadne z nich nie podyskutuje za kilka-kilkanaście lat na temat Kanta, nie będzie konstruktorem mostu, nikogo nie wyleczy, czy nie zaprogramuje jakiejś praktycznej aplikacji. Nie wspominając o tak „banalnych“ kwestiach jak dobre samopoczucie, spełnienie, czy po prostu szczęście tych dzieciaków.

Bo dzieciaki chińskie, ale autor niemiecki – i przypomniało mi się, jak często w Niemczech raziło i razi mnie takie „ekonomiczne“ podejście do dzieci i ich przyszłości. Nie, nie tylko w mediach, ale w powszechnych rozmowach. Mówi się często i chętnie (czasem ze szczerą troską) o „przyszłości naszych dzieci“.

Tu pytam się zawsze, od kiedy to wszystkie dzieci są „nasze“. Kolektywne prawa rodzicielskie czy co?

Niemniej dziwi mnie i irytuje, że wspomina się tylko ich „przyszłość“ – jakby pomijając fakt, że dla dziecka najważniejsza jest – teraźniejszość! Tu i teraz, czy z rodzicami, czy z rówieśnikami, zabawa, jedzenie, gry, przytulanki, czytanki, wrzaski. No właśnie, może właśnie przez te wrzaski. Bo o ile Niemcy lubią mówić o „przyszłości“ „naszych“ dzieci – czasem nie lubią ich obecności, czyli teraźniejszości, w przestrzeni publicznej – czy to kawiarni, czy nawet placów zabaw i roznoszących się stamtąd decybeli.

Innym powodem, iż tak chętnie w tym kraju przywołuje się „przyszłość dzieci“, to właśnie wspomniana ekonomia. Albo też, mówiąc krócej – emerytury. Gdyż to właśnie ma większość z nich na myśli, w sumie szczerze troszcząc się o tychże dzieci przyszłość – czyli o swoje emerytury, które ktoś będzie musiał opłacać, a co się z tym wiąże – na nie zarabiać. Oto cała „miłość“ do dzieci, dlatego są one „nasze“, i oczywiście słowo „dzieci“ brzmi ładniej niż „demografia“, czyż nie?

Może w powyższych słowach aż za bardzo „jadę“ po Niemcach. Gdyż wcale nie sądzę, iż są mniej szczerzy, mniej pazerni i mniej egoistyczni niż inne ludy. Ale wydaje mi się, że dlatego tak często i otwarcie „troszczą się“ o te dzieci, że wierzą jeszcze w… emerytury. W system emerytalny. Podczas gdy ani Rosjanin, ani Amerykanin, ani Polak czy Brazylijczyk w takie obiecanki-cacanki wierzy albo dużo mniej, albo wcale.

Pamiętam, jak uczono mnie zarówno w polskim socjalizmie, jak i austriackim „socjal-wolnorynkizmie“ o „zacofanych Afrykańczykach“, którzy „rodzą tyle dzieci“, wierząc, że im ich więcej, tym większe szanse, że ich te dzieci na starość utrzymają.

Czy jednak „troska demograficzna“ Niemców jest mniej zacofana? Jakby nie chcieli wiedzieć, że liczyenie PKB ma sens, jeśli się go liczy nie jako sumę całej gospodarki, lecz „na głowę“? Jakby nie chcieli zauważyć, że adenauerowski system emerytur i rent to nic innego, jak dofinansowana od dziesięcioleci miliardami (i dlatego tylko nie waląca się) piramida finansowa? Jakby nie zastanawiali się nad tym, że może technologia i tak wykluczy fakt, że – czy będzie tych Młodych (a za kilkanaście i więcej lat – dorosłych) więcej czy mniej, to drugorzędne. Bo liczyć się będzie to, czy będą mieli miejsca pracy i dochód, by na Starych płacić.

Na koniec, co wkurza mnie najbardziej. Nie to, co opisałem powyżej, że ktoś „troszczy się“ o „nasze“ dzieci – a myśli o pewnej i słodkiej emeryturze. Wkurza mnie podtekst takich „życzeń“. Albowiem, tłumacząc to na prosty język, oznacza to proste hasło rzucone w kierunku młodych rodziców: „Do łóżka! Kopulować! Zapładniać się! (i tak dalej… aż do…) Wychowywać! Niech dorastają, uczą się, by potem móc zarabiać! Dla gospodarki, dla systemu emerytalnego, dla nas!“

Sorry, ale jak idę z kimś do łóżka, i ewentualnie zdarzy mi się kopulować, to nie mam ochoty mieć przed oczyma ekonomicznych i demograficznych wykresów, czy też wizji obecnie 30-50 letnich sąsiadów w wieku emerytalnym.

Podobny tekst w języku niemieckim dla pisma „der Freitag“ sprzed czterech lat:

https://www.freitag.de/autoren/lukasz-szopa/werden-es-unsere-kinder-besser-haben

One thought on “Szopa w salonie 13

  1. Dziwny to naród. Mogłabym tę nację skomentować jak każdą inną. Dobrzy i źli dziwni i wspaniali i itd. Ale najważniejsze jest to w zwykłym niemieckim obywatelu, że boi się własnego zdania – szuka autorytetu. Coś wygląda mi na na to, iż mama Merkel może w przyszłości zabierać dzieci rodzicom za najmniejsze przewinienia i stworzyć takie dziecinne zamknięte przedszkola, by tam móc ten narybek indoktrynować wg potrzeb. Dzieci to tez polityka.

Leave a comment