Dziś piątek trzynastego. Osobiście jestem zdania, że to szczęśliwy dzień, zwłaszcza dla kobiet, bo był to kiedyś dzień poświęcony bogini miłości (Freitag, Vendredi, Venerdi, Friday czyli Wenus i jej germańska odpowiedniczka: Freya). Z kolei liczba 13 stała się pechowa przez Judasza – trzynastego uczestnika Ostatniej Wieczerzy, ale kiedyś wcale nie była taka. Istniało na przykład 13 znaków Zodiaku i znak trzynasty – Wężownik – był na pewno serdeczniejszy niż w opałach potrafi być Skorpion. Wężownik zresztą koło Skorpiona się był lokował, a jak znaków było 13 a nie 12 to ich przebiegi były(by) krótsze czyli wcale nie wiedziały(by)śmy w jakim się znaku rodziłyśmy. I ja bym na ten przykład wcale nie była zodiakalną Panną tylko Lwem, i co wtedy?
U nas na dziś piękny tekst Julity.
Julita Bielak
Na dwudziestu łanach chełmińskich
Trójmiasto, rozciągnięte wzdłuż linii brzegowej na ponad 414 kilometrach kwadratowych, potrafi zaskakiwać: zaoferować miejsce zatrudnienia na jednym krańcu, a sypialnię – na drugim. Zawsze miałam daleko do pracy, jeździłam między Gdańskiem a Gdynią. Paradoksalnie, zamieszkiwałam, bywało, tam, gdzie właśnie pożegnałam przedsiębiorcę. I dopiero wtedy poznawałam miasto, okolice, historię. Przemierzałam ulice, przyglądałam się domom, wrastałam.
Nie inaczej dzieje się i teraz; przeprowadziłam się, jak sądziłam, na Morenę, gdzie przez lata, jeżdżąc Jaśkową Doliną pod górę, zdobywałam środki do życia. Wpadałam i wypadałam, żyłam w zupełnie innym świecie. Firma już nie istnieje, a ja, okazuje się, zapuszczam korzenie w Piecki-Migowo, Diabełkowo, a może Brętowo. Bo Morena to jedynie potocznie przyjęta nazwa.
Przeglądam publikacje, niewiele tego, choć dzieje Migowa burzliwe. Najstarsze wiadomości o tej wówczas podgdańskiej wsi pochodzą z roku 1379, kiedy to gdański komtur nadał ją niejakiemu Klausowi Kluckowi. Wielkość gruntów w ramach nadania określono na 20 łanów chełmińskich. W krzyżackim dokumencie wieś nazwano „Emugow”, Migowo oznacza fonetyczną kalkę dawnej nazwy „Muggau”, oznaczającej tyle, co „Komarowo”. Aha.
Migowski dwór przetrwał tysiąclecia, aż popadł w ruinę, a prywatni właściciele nie robili nic, by go ratować. Zawalił się pewnego dnia, a rumowisko uprzątnięto i dziś oglądać go możemy tylko na starych fotografiach. Pozostał po nim niszczejący park z coraz mniejszą ilością drzew. Usychają zacierając ostatni ślad po dawnym Migowie. Piecki mają się lepiej, ulicę zdobi starannie odrestaurowany Dwór Uphagenów pochodzący z drugiej połowy XVII wieku.
Zanim z archiwalnych źródeł poznam dokładnie, gdzie się osiedliłam, spaceruję, chłonę atmosferę, mijam duże ogrodnictwo. Szukam, jak i pan ogrodnik ze zbiorem starych powozów (są i dyby, a nawet armata), śladów przeszłości. Bo teraźniejszość dopada mnie sama: nowe linie tramwajowe, samoloty nad głową, kolej metropolitalna. Z tym większą przyjemnością zatrzymuję przy opuszczonym domostwie na drodze do Matemblewa. Domy, w których już nikt nie mieszka wywołują zawsze tę samą refleksję: „Przecież niedawno ona wieszała wykrochmalone firanki w oknach, on układał pod daszkiem drewno na opał. Spoglądali na siebie z miłością, z nadzieją na dobre, bezpieczne jutro. Gdzie teraz są?”
Zapada zmrok, ostrzę kijki, idę dalej, docieram do cmentarza na Srebrzysku. Muzyka w słuchawkach zagłusza strofy wiersza.
***
Czytał Hemingwaya, po wielu latach
wracała do niego tamta mgła,
obrazy kobiet, których nie rozumiał.
Miał wtedy piętnaście lat
Jego czas, ten nieosiodłany rumak
zatoczył koło. Leżał w tym samym
pokoju co wtedy i pożółkła książka,
którą kiedyś kupiła matka
Matka umarła wiele lat temu.
Myślał, że nigdy nie zapomni jej ciała
złożonego na podłodze
Nie chciał tu mieszkać, bo w tym pokoju
umarł też ojciec, w kącie stał
wtedy tapczan. Miał tak samo
napęczniały brzuch jak matka
I został. Jakoś tak się stało i przyglądał
się książkom pożółkłym i czytał je,
i czuł się blisko nich, był dojrzały
On który zawsze chciał stąd odejść,
urodzony w pokoju obok, w kamienicy
dziadka Franciszka, który tonął w alkoholu
On, późny chłopak i już starszy od ojca
o jeden dzień
*
2008
Janusz Urbaniak
Forum Kobylińskie 2/2010


Przemyślny wstęp, Ewo Mario, dobry, dobry.
Wiersz Janusza robi zawsze na mnie to samo wrażenie, dreszcz.
Ale oczywiście dzień nie był wcale szczęśliwy i myślę, że data tej potwornej serii ataków IS na Europe została starannie wybrana przez jakichś znakomicie zorientowanych ekspertów, którzy wiedzieli, że piątek trzynastego… I Piątek i Trzynastkę “unieszczęśliwił” Kościół – utożsamił 13 z Judaszem, niejako trzynastym podczas Ostatniej Wieczerzy i piątek, za to że był poświęcony miłości, miał się kojarzyć te śmiercią Jezusa. Odtąd niezależnie od wyznania przemoc chętnie posiłkowała się Trzynastką. W końcu mur w NRD postawiono 13 sierpnia, a stan wojenny w Polsce został wprowadzony 13 grudnia, piątek tylko to jeszcze podkreśla i umacnia. Ci, którzy stosują przemoc chętnie sobie zawłaszczają i dzień Afrodyty, i Judasza. A Judasz był przecież przede wszystkim nieszczęśliwym antywybrańcem Losu, musiał zdradzić, bo ktoś musiał zdradzić, inaczej nie spełniłoby się Zbawienie. I przypłacił to koniecznością popłenienia samobójstwa.