Bardzo dawno temu, jeszcze na KURZE, zamieściłam wiersz Juliana Ejsmonda pt. Sztuba, dziś chcę go Wam przypomnieć. Pisałam z pamięci. Co jest dla mnie ciekawe w tym wierszu, jest on napisany chyba w 1922 r., a ile w nim dziś już zupełnie nieużywanych słów. Wiersz był w roku 1931 wydany w zbiorku Patrząc na moich synków, niestety wydany pośmiertnie, bo Ejsmond zginął w roku 1929 w wypadku samochodowym pod Zakopanem. Pamiętam tę książeczkę sprzed wojny, na okładce była fotografia dwóch małych
chlopców, jego synów.
Mirka
Od redakcji: Mirka to pseudonim osoby z rodziny, która chce zachować anonimowość. Witam w gronie autorów na tym blogu, spotykałyśmy się już bowiem jako autorki na innych blogach. Ciekawe, że ten uroczy wiersz skojarzył się Mirce ze świętami. Z twórczości Ejsmonda ja bym chyba wybrała Baśń o ziemnych ludkach, bo one na zimę idą spać. Ale to jest właśnie cudowne we współpracy z innymi ludźmi, że oni myślą co innego niż my, co innego mówią, piszą i mają inne skojarzenia. Nota bene był to w czasach szkolnych Mirki jej popisowy wierszyk.
![]()
Odbito 4200 egz. numerowanych
na papierze bezdrzewnym z firmy
Stefan Krygier w Warszawie
Długa Nr.26, ::: telefon 296-24.
Druk.: Piotr Pyz i S-ka, Warszawa, Miodowa 8.
(Uwaga zdjęcie z sieci – to nie my ofiarowałyśmy tę książkę mamuśce)
XXX
XXX
XXX
XXX
Julian Ejsmond, Sztuba
Czasami śni mi się w nocy
O chwilo marzeń szczęśliwa,
Że siedzę na Smolnej w klasie
I ktoś mnie nagle wyrywa.
Czasami śni mi się w nocy
Jakaś klasówka koszmarna,
Chcę ściągać, nie mam od kogo
Budzę się, w koło noc czarna
Życie jest nasze jak sztuba
Nie jeden nas dzwonek buzi
Nie jeden nas belfer nudzi,
nie jedna klasówka trudzi.
I wciąż siedzimy na ławce
W oczekiwaniu wyrwania
I ciągle, ciągle nam grozi
Dwója ze sprawowania.
Aż przyjdzie wreszcie godzina,
Godzina szczęśliwa bez miary,
Pojdziemy po dzwonku ostatnim
Do Nieba gdzieś na wagary
Będziemy psocić i broić
I gwiazdom robić kawały
I słońcom dawać kuksańce
Gdyby się z nami nie śmiały
A dobre duchy, co władną
Niebios przejrzystym turkusem
Usmiechną się do nas łagodnie
I dadzą nam piątkę z minusem.
Bóg zajrzy kiedyś w ów dziennik
I spojrzy na nasze twarze
I piątkę zostawi na wieki
A minus starannie wymaże
***
Następnego dnia po opublikowaniu tego wiersza Mirka nadesłała uzupełnienie, które natychmiast dodaję do tego wpisu:
Ewuś! mnie Boże Narodzenie kojarzy się z zupełnie innym tekstem wiersza-kolędy.
Jest to wiersz tak smutny i tragiczny, że nie chcialam od niego rozpoczynać świątecznych wspominków. Przytoczę ten wiersz do Twojej dyspozycji, jeżeli uznasz, że można – wykorzystaj, już na Altanie go podawalam.
Wiersz nie ma autora, bo był ogloszony w 1939 r w jakims piśmie konspiracyjnym.
KOLĘDA WARSZAWSKA
O Matko odłóż dzień narodzenia na inny czas
Niechaj nie widzą oczy Stworzenia jak męczą nas
Niechaj się rodzi Syn Najmilejszy wśród innych gwiazd
Ale nie u nas, nie w najsmutniejszym ze wszystkich miast.
Bo w naszym mieście, które pamiętasz z dalekich dni
Krzyże wyrosły, krzyże i cmentarz, świeży od krwi
Bo nasze Dzieci pod szrapnelami padły bez tchu,
O Święta Matko módl się za nami, lecz nie chodź tu!
A jeśli chcesz już urodzić w cieniu warszawskich zgliszcz
To lepiej zaraz po urodzeniu – rzuć Go na Krzyż!
(pisane dziś z pamięci) Warszawa, 15 grudnia 2014 r.

Sztuba Ejsmonda to wiersz ktory przypomina mi dziadka Wiktora
posluchajcie