Krystyna Koziewicz
Klub pod psem
Co tu dużo ukrywać – pani Janka spod 115 urodą na kolana nie rzuca. Jej pies tym bardziej. Spotykam ich często, czy to rano skoro świt, czy późnym wieczorem. Pani Janka już z daleka macha ręką, biegnie truchcikiem uśmiechnięta od ucha do ucha. Zawsze w wybornym humorze, zawsze tryskająca energią. Gdybym nawet z pogrzebu wracała – trudno – też się muszę mimo woli uśmiechnąć. Tym swoim radosnym humorem wlewa w człowieka pozytywniejsze nastawienie do świata, dystans do problemów. Ta twarz pełna zmarszczek od śmiechu, te błyszczące oczy, to dla nas sąsiadów z jednego podwórka, antidotum na troski.
Zupełnie inaczej rzecz się ma z przystojniaczkiem spod 116. O! – on i jego dog zawsze mają ponure miny. Obaj na grzecznościowe dzień dobry tylko odwarkują. Omijamy ich zgodnie dużym łukiem.
Ostatnio pan Marek od pinczerka zwierzył mi się, że zakochał się na zabój w pani Jance za tę jej pogodę ducha, za wesołość. Z pana Marka niezły filozof, wdaliśmy się więc w dyskusję.
– Bo to z nami Polakami już jest – perorował pan Marek – że w ogóle nie mamy humoru.
– Co pan powiada?! – zareagowałam ostro – a nasze polskie komedie filmowe? Te stare i te najnowsze? A czterdziestolatek, Alternatywy 4, czy Kargul? A Fredro i Joanna Chmielewska? A kabarety? A Dziewoński, a Olga Lipińska?
Pan Marek pokiwał głową z dezaprobatą.
– Tak nie można wszystkiego na raz do jednego worka wrzucać. Tak, my mamy poczucie humoru, gdy śmiejemy się z innych. Aż łzy nam lecą, taki mamy ubaw. Ale gdy tylko dowcip nas dotyka, zaraz obrażamy się na amen. Jak ten z drugiego pietra, co to ma buldoga. Jak mu powiedziałem, że coś w tym jest, iż właściciel upodabnia się do psa, do dzisiaj mi się nie kłania.
– Bo tak to już jest – tłumaczy cierpliwie – nie można mylić humoru z nastrojem. Nastrój można mieć pod psem, niczym nie umniejszając tym naszym, bo na przykład samochód się zepsuje, rura pęknie i zalewa cały parkiet, a do tego zgubiliśmy portfel. Ale humor to coś więcej. Poczucie humoru albo się ma, albo nie. A my Polacy mamy za dużo bolących odcisków. Tu nastąpisz i aajji, tak zaraz boli.
Wychodzę często na podwórko, bo lubię popatrzeć na radośnie biegające psy. Kątem oka jednak mimo woli przyglądam się i zastanawiam: podobna jestem do jakiejś rasy?
Z tym humorem to faktycznie dziwna sprawa. Przecież też umiemy się śmiać ze swoich wad narodowych. Cała seria zaczynająca się Polak, Rusek i Niemiec – kogo nie ubawiły te dowcipy. Albo karykaturalny Kiepski z serialu. Czy tak na pewno uraził czyjąś godność? Jak się komuś nie podoba to czy owo, to nie ogląda, nie słucha i już. Kabarety natrząsają się ze naszych przywar rodzimych, ile wlezie i daleko nam do obrażania się i wychodzenia w połowie spektaklu.
Ale pan Marek nie myli się do końca: już angielskie dowcipy smagające hydraulika, albo niemieckie o naszych złodziejach mercedesów wydają nam się niesmaczne, poniżej pasa. Nasza godność narodowa staje w obronie chociażby i złodzieja. Wszak on też nasz i wara innym od natrząsania sie.
Czyli humor mamy taki swojski, wewnętrzny. I sądząc po oglądalności w kółko powtarzanych komedii filmowych, po rozchwytywanych książkach Chmielewskiej – humor w narodzie nie przygasa. I chyba tylko dzięki niemu daliśmy radę przetrzymać czas octu na półkach sklepowych, komitetów kolejkowych, rajstop na kartki… A że na co dzień nastrój miewamy podły, to już taka polska specjalność.
– C0 tam słychać nowego? Ach, wiesz pan same kłopoty na głowie. – Słyszał pan ten dowcip? – Nie, a słyszał pan ten? I Kowalski z Nowakiem rechocą zdrowo i pogodnie.
I humor warto mieć. Te wszystkie aspekty zdrowotne wynikające z dobrego przewietrzenia płuc, z trenowania niezliczonych mięśni podczas dobrego wybuchu śmiechu, to jedno. A drugie, nie mniej ważne, to fakt, że śmiechem zjednujemy ludzi. Trzeba mieć specyficzne doprawdy poczucie humoru, aby przepadać za gburami, no chyba, że czarne. Oglądam niemieckie kabarety, w dodatku w gwarze bawarskiej, nie rozumiem ani słowa, a mimo to pękam ze śmiechu.
Zresztą – konia z rzędem temu, kto choćby bez uśmiechu pod nosem ogląda filmy z Louisem de Funès, Gang Olsena, Monty Pythona czy wreszcie Flipa i Flapa. Może tak ponuracy całego świata powinni obowiązkowo dostawać karnety na komedie?
Humorem świat się zdobywa i po to właśnie już w XIII wieku ktoś bardzo mądry wymyślił Prima Aprilis.
